Z nostalgią wspominam lata, kiedy babranie się w szlamie w poszukiwaniu muszelek nowych gatunków mięczaków przynosiło mi taką przyjemność, że nie odpuszczałem żadnej okazji, aby choć na chwilę dać nura w krzaki bądź szuwary. Nadal mam tak, że wywołuje to we mnie dreszcze emocji, ale bardzo rzadko zdarza mi się łazić za muszelkami. Notoryczny niedoczas powoduje, że nie zapuszczam się w teren, bo ten wymaga nie tylko czasu sam dla siebie, ale również czasu na uporządkowanie i oznaczenie zebranego materiału. Stąd jeśli gdzieś łażę, to zdecydowanie częściej z aparatem fotograficznym niż z fiolkami. Ma to zresztą swoje dodatkowe plusy. Zwłaszcza w mijającym roku tego doświadczyłem. Odkryłem bowiem poznaną w 2020 roku aplikację iNaturalist, która świetnie odpowiedziała na moje potrzeby eksploracyjne. Poświęcę jej osobny wpis w nieodległym czasie, teraz tylko wspomnę, że rok 2022 będzie dla mnie przede wszystkim początkiem relacji z iNaturalist. Jest to społeczność obserwatorów przyrody z całego świata, którzy za pomocą choćby telefonów komórkowych rejestrują obserwacje udostępniając je w sieci. Użytkownicy serwisu oznaczają również obserwacje, dzięki czemu nawet amatorska obserwacja może mieć znaczenie dla profesjonalistów. Obecnie to blisko 125 milionów rekordów, w tym mniej niż 850 moich (303 z tego to mięczaki, co nie daje nawet pierwszej setki w Europie, ale jest podium w Polsce).
Zwykłem podsumowywać lata. Potrzebuję tego, bo nie bardzo radzę sobie z upływem czasu, ale jeszcze bardziej nie radzę sobie z przeciekaniem tego czasu przez palce. To był trudny rok. Odszedł mój przyjaciel i mentor, ks. Jerzy Kaczmarek (9.05), i chociaż minęło już ponad pół roku odczuwam niezaklejoną dziurę w sercu. Jest to w mojej biografii postać, która ukształtowała mnie bardziej, niż mogę to dziś nazwać. W dniu, w którym jego ciało oddawano ziemi, wspominałem go wśród malakologów obecnych na seminarium w Toruniu. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że za kilkanaście dni przyjdzie nam pożegnać jedną z legend polskiej malakologii - prof. Beatę Pokryszko, która 5 czerwca zakończyła ziemskie życie. Dla mnie pozostanie legendą i żałować mogę tylko, że nasza współpraca nie była bardziej intensywna (zwłaszcza w obszarze popularyzacji i historii malakologii). W mijającym roku odszedł również prof. Norbert Wolnomiejski (23.08), hydrobiolog zajmujący się m.in. głowonogami.
W maju 2022 roku po dwuletniej przerwie udało się malakologom spotkać w Toruniu na XXXVI Krajowym Seminarium Malakologicznym. Dobry to był czas, choć przyznaję, że w tym czasie nawet nie pobiegłem nad Wisłę popatrzeć na ślimactwo, a miałem do niej jakieś... 200 metrów.
Z tegorocznych wypraw udane były dwie, w tym jedna nawet bardzo. W lipcu stanąłem po raz pierwszy powyżej 2000 m n.p.m. Padło na Monte Cimone w Apeninie Toskańskim, ale ślimaczo było nędznie. Spotkałem po drodze trzy ślimaki podobne do Arion ater, ale mógł to być również A. rufus, tylko że czarny, smoliście czarny. Dwa dni później byłem w San Marino. To maciupkie śródlądowe państewko było niespodziewanym pocieszeniem po wcześniejszym czasie posuchy. Bardzo mi się tam podobało: ślimaki występowały licznie nawet w miejscach mocno zadeptywanych przez turystów. Pierwszy raz spotkałem Aegopis verticulus oraz Tandonia rustica. Oczywiście między innymi. San Marino to był ten udany wypad. Drugi był do Kazimierza Dolnego, nieco przy okazji, ale równie ładujący baterie. Chciałbym kiedyś więcej czasu spędzić w Kazimierzu, po którego okolicach bardzo intensywnie łaził za ślimakami przed siedemdziesięciu laty(!) Adolf Riedel...
Zbyt intensywnie to po polu nie łaziłem, ale udało mi się znaleźć nowe stanowiska Monacha sp., zobaczymy co to za gatunek. Wypatrzyłem też coś zupełnie nowego, ale o tym jeszcze pomilczę, by w odpowiednim momencie powiedzieć: "Tadam!" Antycypując mogę tylko powiedzieć: warto się rozglądać, bo zawsze się coś nowego może nadarzyć. A swoją drogą: w marcu dostałem kilka muszelek z sopockiej plaży, a wśród nich dwie połówki muszli Rangia cuneata. Znaczy, że zwiększa swój zasięg (donoszono mi, że w Świnoujściu występuje masowo...). Może by się ktoś przyjrzał temu uważniej?
Więcej niż w polu, byłem na kanapie z książką w łapie. Moja biblioteczka powiększyła się o kilkadziesiąt nowych pozycji, ale tylko kilka takich poważnie malakologicznych. Reszta to zbiory malakopedagogiczne. Zdobyłem przynajmniej trzy tytuły, o których byłem przekonany, że trzeba na nich postawić krzyżyk. No proszę, a jednak się udało. Pisałem o tym niedawno, teraz tylko powtórzę: w 2022 roku ukazała się polska edycja książki Monarchowie mórz traktująca o ewolucji głowonogów. Bardzo takich książek u nas brakuje...
Za chwilę zmieni się data i przez kilkanaście dni trzeba będzie pamiętać, żeby pisać '23 tam, gdzie dotąd pisaliśmy najczęściej '22. Nie mam planów na najbliższy rok. Chciałbym częściej wyłazić w pole uzbrojony w aparat fotograficzny. Jeszcze nie zrobiłem listy gatunków, na które bardziej chciałbym zapolować, ale w głowie siedzi kilka gatunków z rodzaju Truncatelina, Acanthinula, Acicula, Vertigo czy Gyraulus, zatem raczej drób. Co wyjdzie, czas pokaże. Cieszył się będę ze wszystkiego, ale za nowościami trochę się już stęskniłem.
Jeśli myślę o czymś, co mogłoby się wydarzyć w 2023 roku, to najbardziej chciałbym, żeby skończyła się wojna na Ukrainie. Rok temu nikomu bym nie uwierzył, że taka wojna w ogóle jest możliwa. Teraz chciałbym tylko wierzyć, że jej koniec jest możliwy.