W ostatnim tygodniu moja malakologiczna biblioteka powiększyła się o kolejną książkę. Nie wiem, czy słowo "książka" jest na miejscu, być może trafniejszym określeniem jest "broszurka". Publikacja licząca 52 strony jest cieńsza nawet od szkolnego zeszytu. Za to dużo od niego droższa, bo w księgarni zapłaciłem za nią 11 zł i 20 gr. Skandalicznie drogo! Czego się jednak nie robi dla ślimaków.
Broszurka daleko odbiega od moich podstawowych zainteresowań, ale chyba właśnie dlatego była mi potrzebna. Stanowi ona poradnik dla działkowców, którym zanadto rozmnożyły się ślimaki w uprawach. Jej autorem nie jest malakolog, a specjalista od ochrony roślin, prof. St. Ignatowicz.
Mnie się nie bardzo ta praca spodobała. Przede wszystkim dlatego, że traktuje o zwalczaniu ślimaków, a to przykre. Choć bardziej przykrym jest bycie pozbawionym ogórków, marchwi czy sałaty. Trzeba wyważyć. W kilku miejscach pojawia się nawet informacja, że ślimaki są pożyteczne w przyrodzie, ale bez przekonania. Treści niezbyt wiele, trochę fotografii (niektóre przyzwoite, inne - nieczytelne), kilka rysunków. Do szewskiej pasji doprowadza mnie zamieszczanie lustrzanych odbić rysunków i fotografii ślimaków! Nie tylko tutaj ten problem się pojawia, to dotyczy większości wydawnictw (por. okładkę Atlasu Penkowskiego i Wąsowskiego, okładki książek wyd Kontekst, a nawet rycinę Aplexa hypnorum w Małym Słowniku Zoologicznym Bezkręgowców). Z merytorycznych zastrzeżeń: informacja o trudności w oznaczeniu śliników wielkiego i luzytańskiego na podstawie wyglądu jest nieścisła: ich po prostu nie da się w ten sposób oznaczyć. Informacja o ochronie winniczka niezbyt dokładna - nie podano, że ślimaki legalnie można zbierać tylko w maju i to pod warunkiem, że wojewoda nie wyda innej decyzji. Nie podoba mi się poza tym określenie winniczka szkodnikiem w ogrodzie. Zabrakło informacji o takich ślimakach jak Arianta arbustorum i Bradybaena fruticum, które przecież są bardziej żarłoczne niż Cepaea hortensis i nemoralis. Ostatecznie to tylko poradnik, ale rażą pewne zagalopowania, jak np. zaliczenie jaszczurki zielonej (Lacerta viridis) do sojuszników w walce ze ślimakami. Problem w tym, że ta jaszczurka być może w Polsce w ogóle nie występuje... Na fotografii (str. 45) znajduje się raczej samiec jaszczurki zwinki (Lacerta agilis).
Konkluzje: kto chce, niech nabywa, ale ostatnich oszczędności nie warto wydawać. Kto ma w ogródku ze ślimakami problem, niech kupi, powinien wyjść na swoje. Mieszane mam uczucia: przyznać muszę, że przeczytałem książkę o ślimakach szkodnikach. No cóż, nie wszystko takie różowe.
St. Ignatowicz (2009), Nieproszeni goście. Ślimaki. Wydawnictwo działkowiec, Warszawa, 52 ss.)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz