środa, 24 sierpnia 2011

Atlas mięczaków środkowej Hiszpanii

Habent libellum fata sua, by zacytować starożytnych. W związku z brakiem możliwości penetracji terenu, zadowalam się przeglądaniem biblioteki. A w niej najnowszy nabytek, a właściwie: darowizna. Ale jaka darowizna! Niezwykła. Taka, o jakiej marzyłem, a raczej marzę, żeby dotyczyła Polski.
Trafiła do mnie z Hiszpanii, gdzie stoczono o nią bój, żeby ją pozyskać. A potem nie mieściła się w bagażu lotniczym i było ryzyko, że pozostanie lekturą dla oczekujących na kontrolę lotniczą. Ostatecznie jednak wsiadła do samolotu i przyleciała do Polski. A od tygodnia już w moich rękach, cieszy moje oczy i rozpala marzenia.
Atlas y Libro Rojo de los Moluscos de Castilla-La Mancha autorstwa Dolores Bragado, Rafaela Araujo i Teresy Aparicio liczy przeszło pół tysiąca stron. Jest to atlas wszystkich współczesnych mięczaków notowanych w prowincji Kastylia-La Mancha, w centralnej części Hiszpanii. Publikacja została przygotowana w ten sposób, aby umożliwić korzystanie z niej dla różnych grup odbiorców, od amatorów-przyrodników do profesjonalistów. Jak przystało na atlas jest napisana bardzo przejrzyście i w określonym układzie graficznym. Każdy gatunek zaopatrzony został w podstawowe informacje nomenklaturowe i systematyczne, fotografię skorupy wraz ze skalą, mapę rozmieszczenia, opis gatunku, środowiska, rozmieszczenia oraz statusu ochrony: obecnej lub zalecanej.  Status gatunku graficznie zaznaczono w lewym górnym rogu stronic, wskazując na kolor czerwony oznaczający zagrożenie gatunku, żółty - propozycje ochrony, natomiast zielony odnoszący się do braku narażeń gatunku na wyginięcie. Każdy gatunek zaopatrzono również w zalecaną literaturę. Połączenie atlasu z Czerwoną Księgą jest bardzo trafionym pomysłem i wydaje się, że osiągnie swój cel: zwiększenie świadomości potrzeby ochrony gatunków. Wielu opisom towarzyszy dodatkowy materiał ilustracyjny, obejmujący fotografię żywego zwierzęcia bądź zamieszkiwanego przez nie biotopu. Jest to o tyle przydatne (zwłaszcza amatorom), że pozwala na lepsze kojarzenie gatunków z określonymi środowiskami.
Wspomniałem, że atlas cieszy moje oczy. Naprawdę ilość fotografii jest ogromna. To sprawia, że bariera językowa jest znacznie zmniejszona (choć i tak ogromna). Nie mogę powiedzieć, że przeczytałem już tę książkę, ale obejrzałem ją już kilkukrotnie. Mam też pewne zastrzeżenia do ilustracji w książce, które chciałbym przekuć w twierdzenie natury bardziej ogólnej. Otóż fotografie skorupek w zestawieniu z fotografią żywego zwierzęcia czasem w ogóle nie przypominają tego samego. Ubarwienie ciała ślimaka powoduje, że pusta skorupka wygląda zdecydowanie inaczej, niż pozbawiona właściciela. Poza tym nie każda fotografia oddaje sedno cech wyróżniających, stąd warto przy tego typu publikacjach zadbać o ryciny, które koncentrują się przecież na oddaniu właśnie szczegółów pozwalających na w miarę pewną identyfikację. Wydaje mi się również, że niektóre fotografie albo są pomylone, albo przedstawiają formy zupełnie mi obce. Tak jest np. przy opisie gałeczki rogowej Sphaerium corneus (Linnaeus, 1758), która w żaden sposób nie przypomina tych, które zbierałem w Polsce. Planorbis planorbis (Linnaeus, 1758) na stronie 210 bardziej przypomina Planorbis carinatus O.F. Muller, 1774. Fotografia tutaj nie rozstrzyga, ale podkreślam, że znane mi okazy pochodzą z zupełnie innych obszarów klimatycznych, stąd nie można wykluczyć, że populacje z Południa Europy znacznie odbiegają wyglądem od populacji Północnych...
Kiedy trzymam w ręku tę ciężką, porządnie oprawioną i wydaną na kredowym papierze publikację, to ponoszą mnie marzenia. Moce fantazji zabierają mnie w jakąś czasoprzestrzeń mi obcą i trzymam wtedy w ręku podobny atlas, napisany po polsku, obejmujący wszystkie znane gatunki krajowe, kolorowy, dobrze napisany, przejrzysty, metodologicznie dopracowany, zaopatrzony w szczegółowe mapki, ryciny, tabele, wykresy. Marzę tak przez chwilę, po czym otwieram oczy i widzę, że przecież możliwe jest to w Hiszpanii, to dlaczego by nie u nas?
I z tym marzeniem pozostaję. Obym się z nim tylko nie zestarzał i do grobu nie zszedł.
Nie wiem, w jaki sposób można tę książkę nabyć, pewnie trzeba by się uśmiechnąć do kogoś, kto w Hiszpanii pracuje. Może podobne publikacje pojawiły się też w innych prowincjach tego południowego kraju, które przecież charakteryzują się sporą autonomią. Mnie w Hiszpanii jeszcze nie było, w planach najbliższych też jej nie mam, ale gdybym się tam wybierał, to dzięki Atlasowi znałbym wiele gatunków. Największą jednak zasługą tej książki jest to, że południowym ciepłem rozgrzewa północny umysł do marzeń. A marzenia to biopaliwo najwyższych parametrów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz