piątek, 31 maja 2013

Ordnung

Nasze wyobrażenia na temat innych nacji na ogół podlegają jakiejś daleko idącej stereotypizacji, spłaszczającej przedstawicieli innych narodów do słów-kluczy lub utartych powiedzonek, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Dla nas Włosi to makaroniarze, Szkoci to skąpcy, Czesi śmiesznie mówią i opijają się piwem, Rosjanie są wiecznie pijani i tak dalej. Ale obrażamy się, gdy ktoś napisze, że Polacy to pijacy, kombinatorzy i złodzieje samochodów... Stereotypy na ogół są fałszywe i nie warto się nimi kierować.
A jednak. Sam przyłapałem się na tym, jak bardzo w mojej głowie uruchomiły się automatyczne myśli o Niemcach, kiedy pierwszy raz trzymałem w rękach książkę, której autorem jest niemiecki malakolog, Francisco Welter-Schultes. Trzymając w ręku ciężką, wielką księgę oprawioną w sztywne okładki, pomyślałem: Ordnung muss sein! Śpieszę wyjaśnić, że jak dotąd książkę trzymałem w rękach przez kilka minut i że dotąd nie udało mi się włączyć jej do swojej biblioteki. O tym za chwilę. Co to za książka? Niezwykła. European non-marine molluscs, a guide for species identification, wydana w Getyndze w 2012 r. Widziałem ją jakieś dwa miesiące temu, teraz jestem na etapie budowania specjalnego funduszu na rzecz sprowadzenia do rąk własnych tego dzieła. Przeglądając ostatni numer Folia Malacologica natrafiłem na recenzję tego wydawnictwa autorstwa prof. Beaty Pokryszko z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego. Polecam ten tekst, bo prof. Pokryszko pisze bardzo komunikatywnym stylem, dobrze się to czyta, zwłaszcza że recenzje to ostatnie prace w Folia wydawane jeszcze dwujęzycznie, tj. po angielsku i po polsku.
Dlaczego kiedy trzymałem w rękach książkę zoologa z Getyngi chodziło mi po głowie niemieckie powiedzenie Ordnung muss sein? Bo uporządkować i usystematyzować wiedzę o przeszło dwóch tysiącach gatunków europejskich mięczaków jest zadaniem, z którym może się zmierzyć tylko ktoś, kto porządek ma we krwi, a z tym kojarzą mi się Niemcy. Prof. Pokryszko na marginesie recenzowanej książki napisała o ocenie dorobku naukowców, o pogoni za punktami za publikacje itp., wskazując tym samym na ogrom poświecenia, jakim wykazać się musiał autor, podporządkowując pięć lat pracy naukowej jednemu opracowaniu. Porządek, jaki wprowadza opracowanie Schultesa jest nie do przecenienia. To pierwsza tak potężna objętościowa praca poświęcona identyfikacji europejskich mięczaków. Powiedzmy to wprost: dziś już takich książek się nie pisze, bo pomimo niezwykle skutecznych i pomocnych narzędzi komputerowych, do takiej pracy potrzeba benedyktyńskiej cierpliwości, niemieckiej dyscypliny i niezwykłej pasji, aby chcieć to zrobić. Sam przegląd literatury fachowej byłby zadaniem dla zwykłego śmiertelnika prawie niewykonalnym, a teraz jeszcze dokonanie krytycznych ustaleń, koniecznych syntez, sporządzenie notatek, wykreślenie map, wykonanie fotografii. Więcej: zgromadzenie materiału porównawczego do ilustracji byłoby zadaniem, przez które nie przeszedłby nikt bez właściwego zapału i naukowego zaplecza.
Otwieranie się kolejnych granic (w lipcu do UE wchodzi Chorwacja - kolejne wyzwania dla malakologów) powoduje, że częściej podróżujemy, łatwiej zdobywamy "pamiątki" z podróży, ale wcale łatwiej nie zdobywamy wiedzy na temat przywiezionych zdobyczy. Dzięki publikacjom tak syntetycznym, jak ten klucz do europejskich mięczaków, takim jak ja łatwiej będzie oznaczać zbiory, porządkować je, nadawać im pozory uporządkowania.
Jak na pięć lat pracy, rozmiar oraz jakość dzieła, książka wcale droga nie jest. To raptem tylko 128 euro plus koszta wysyłki... Poważnie mówię. To nie jest dużo. Co wcale nie znaczy, że jest to mało. Nie wiem, ilu malakologów w Polsce może tak sobie lekką ręką zamówić tę książkę. Jeśli jednak tego nie zrobią, jeśli nie sprowadzą sobie tej publikacji, nie będą mogli korzystać z najobszerniejszego (na dzień dzisiejszy) przewodnika po europejskiej malakofaunie. Wydaje się więc, że trzeba skarbonkę postawić na biurku i wrzucać do niej cokolwiek na ten właśnie cel...
A mimo mojego zachwytu nad tą książką, i tak towarzyszy mi niedosyt. Spory niedosyt. Nie chodzi mi nawet o poszczególne fotografie czy informacje o gatunku. Chodzi mi o obserwowaną metodologię, która przyświeca wielu tego typu przedsięwzięciom: non-marine... Czy doczekamy się kiedyś opracowania, które komplementarnie omówi wszystkie gatunki europejskiej malakofauny, w tym morskiej? Rozumiem, że tam dopiero pojawiają się problemy z systematyką, zasięgiem występowania etc., a przecież w kolejnych dużych projektach omija się szerokim łukiem tę część mięczaków, która - wcale nie wykluczone - mogłaby się okazać ilościowo większa od lądowej i słodkowodnej.
Pozostaje to moim niespełnionym marzeniem: książka (może nawet: książki, bo przecież jedna publikacja mogłaby się okazać zbyt wielka, zbyt ciężka, zbyt niepraktyczna) o wszystkich europejskich mięczakach, oskorupionych i nie, lądowych i wodnych, morskich i słodkowodnych... Gdyby więc kto z takim pomysłem chodził, niech pamięta, że część szlaku przetarł już Welter-Schultes. I zrobił to wyśmienicie.
Czy jeśli będę bardzo grzeczny w tym roku, to Mikołaj przyniesie mi ją pod choinkę? Może tak, pod warunkiem jednak, że do tego czasu nie rozsypie się do reszty mój zdezelowany niemiecki samochód, którym już dziewiąty raz objeżdżam równik;)
Welter-Schultes Francisco. 2012. European non-marine molluscs, a guide for species identification. Bestimmungsbuch für europäische Land- und Süsswassermollusken. Göttingen, 752pp.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz