poniedziałek, 8 lipca 2013

Profesor Leszek Berger (1925-2012)

Kto na rowerze zjechał siedemnaście powiatów, uganiając się za mięczakami pogranicza Wielkopolski, Śląska i Jury? Przy takiej podpowiedzi wskazać można właściwie na jedną tylko postać, poznańskiego malakologa i herpetologa, prof. Leszka Bergera. Postanowiłem poświęcić kilka słów temu żabiemu rewolucjoniście w dniu, w którym przypada pierwsza rocznica jego śmierci.
Ponieważ nie dane mi było poznać osobiście profesora Bergera, informacje które zamieszczam są pokłosiem internetowej kwerendy. Mam nadzieję, że nie pomieszam. Zależy mi na tym, aby wspomnieć go dzisiaj, bo niezwykła postać w polskiej nauce.
Jeśli wierzyć w to, co o nim piszą, to przyszedł na świat 10 lutego 1925 roku w Pabianicach. W młodości mieszkał w Lewkowcu i w Ostrowie, gdzie w 1947 roku zdał maturę, by po niej rozpocząć studia biologiczne na uniwersytecie w Poznaniu. jeszcze jako student, w 1950 roku, został asystentem w Muzeum Przyrodniczym w Poznaniu. Pracę magisterską napisał pod kierunkiem prof. Jarosława Urbańskiego (Mięczaki Pojezierza Mazurskiego). Dziesięć lat później obronił doktorat "Mięczaki pogranicza Wielkopolski, Śląska i Jury Krakowsko-Wieluńskiej), który został opublikowany w 1961 r. jako zeszyt 1 25 tomu Prac Komisji Biologicznej. Kopię tej pracy posiadam w swoich zasobach bibliotecznych i czasem do niej zaglądam, zwłaszcza kiedy planuję wycieczkę do Częstochowy.
Rozwijająca się kariera malakologa została przerwana zakazem publikacji o mięczakach, który to zakaz wyszedł z ust samego Urbańskiego. Po latach, w 2010 roku na łamach Forum Akademickiego, prof. Berger nie chciał powiedzieć, jakimi pobudkami kierował się prof. Urbański decydując się na takie działanie. W każdym razie drogi malakologii i Leszka Bergera zaczęły się rozchodzić, myślę że z pewną stratą jednak dla malakologii. Leszek Berger zajął się płazami, a dokładnie: żabami zielonymi. Przygotował habilitację, ale jej obrona posuwała się gorzej niż w ślimaczym tempie. Powodem tego było odkrycie, które przerosło ówczesne umysły. Rozprawę habilitacyjną odrzuciły zarówno Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu jaki i Uniwersytet Jagielloński. Tylko otwartość umysłu prof. Węgorka ocaliła pracę Bergera, która okazała się rewolucją w zoologii, a dokładnie w rozumieniu mechanizmów dziedziczenia genetycznego. Badania Leszka Bergera stały się podstawą do odkrycia hybrydogenezy - zjawiska dotąd nieznanego genetykom, a i obecnie nie do końca zrozumiałego. W hodowli mieszańców żab okazał się niezmordowanym, kontynuując badania po przejściu na emeryturę w 1995 r. Wówczas dom jego żony w Jaskółkach stał się prywatnym laboratorium, w którym do końca trwały badania nad żabami.
Lektura wspomnień prof. Bergera, zamieszczonych na Forum Akademickim, rodzi smutek. Nie zrobił zawrotnej kariery, nie stał się towarem eksportowym, a wręcz przeciwnie: nie oszczędzano mu trudności, kładąc pod nogi kolejne przeszkody. Bardzo późno został profesorem, a i sam tytuł profesora nadzwyczajnego otrzymał po trosze dzięki mięczakom. Wypromował bowiem doktorantkę, Annę Dyduch, która pod jego patronatem przygotowała pracę na temat polskich Sphaeriidae, na których znał się jako jeden z nielicznych w Polsce. Dopiero 10 lipca 1990 otrzymał tytuł profesora zwyczajnego.
Zastanawiam się, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby swobodnie mógł dalej zajmować się mięczakami. Herpetologia zawdzięcza mu wiele, jego prace porządnie zamieszały, co dla nauki jest zawsze ożywcze i odświeżające. Może podobnie byłoby i z malakologią. Tego się już nie dowiemy.
Kiedy przejeżdżam przez Działoszyn, wiem jakie ślimaki tam znajdował. Znam najdalej na północ wysunięte stanowisko Pyramidula pusilla (=rupestris) z rezerwatu Węże, wiem jakich mięczaków spodziewać się w okolicy Kłobucka. Wiem też, że to on zaczął zdecydowanie odróżniać krajowe Cochlicopidae, wykazując preferencje siedliskowe dla lubrica, lubricella i nitens. Wiem też, że nie zdążę go zaczepić, zapytać o pewne niuanse...
Zmarł 8 lipca 2012 r. w Jaskółkach k. Ostrowa Wielkopolskiego w wieku 87 lat. To już rok. W tym czasie żaby pewnie rozlazły się po okolicy wypełniając swym śpiewem ciepłe wieczory. Nawet słowiki przegrywają u mnie z tą wieczorną melodią. Widać w żabach też się można zakochać, choć to tak samo niedorzeczne jak zauroczenie mięczakami...
Fotografia żaby wodnej Pelophylax kl. esculentus z zasobów wikipedia.org

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz