Z wielkim niepokojem przyglądam się i przysłuchuję temu, co dzieje się na Ukrainie. Wychowany na Herbercie (urodzonym we Lwowie przecież), nie potrafię stanąć po innej stronie niż ta, która domaga się ludzkiego traktowania. Żywię nadzieję, że Ukraina przez te wydarzenia przejdzie cało, a krew ofiar obudzi obie strony konfliktu do głębszej refleksji...
Tak, jestem marzycielem. Wierzę jednak, że możliwe jest autentyczne przebaczenie i sprawiedliwe osądzenie, bez brania odwetu. Modlę się o to, aby Ukraina dojrzała do pokojowego zażegnania konfliktu.
Mam na Ukrainie kilku znajomych. Znam też kilku ukraińskich malakologów. W duchu solidarności chciałbym dziś spoglądając na wschód, kilka słów poświęcić malakologii na Ukrainie.
Naukowcy z byłych republik radzieckich dużo częściej piszą w języku rosyjskim niż po angielsku czy w językach narodowych. Taka jest moja obserwacja na podstawie internetowych kwerend, z których wyłania się obraz rosyjskojęzycznej malakologii. Ponieważ obecnie to język angielski jest podstawowym językiem komunikacji w świecie nauki, autorzy piszący po rosyjsku czy ukraińsku pozostają po trosze poza głównym obiegiem, inaczej niż jeszcze trzydzieści, czterdzieści lat temu, kiedy większa część świata posługiwała się rosyjskim. Zdarza mi się czasami usiąść przy jakimś tekście np. Guralovej i składając bukwy czytać na głos krótsze lub dłuższe ustępy. Nie znam rosyjskiego na tyle, żeby mówić o zrozumieniu. Z ukraińskim też nie miałem do czynienia podczas pobierania edukacji, stąd czytając opieram się na fonetycznych skojarzeniach tylko, łudząc się, że coś zrozumiałem. Ale lubię to, to takie odprężające ćwiczenie. A prawdą jest, że Ukraińcom zazdroszczę dużo bogatszej fauny mięczaków, bardziej różnorodnej, dużo ciekawszej, zwłaszcza na południu kraju. Stąd i chętnie zaglądam do publikacji poświęconych ukraińskiej malakofaunie.
Bardzo cennym jej źródłem jest strona www.pip-mollusca.org, związana z Narodowym Muzeum Historii Naturalnej Ukrainy we Lwowie. Prowadzona przez Muzeum strona ma pełnić rolę platformy, na której wiedzę o mięczakach znajdą zarówno profesjonaliści - przyrodnicy i muzealnicy - jak i amatorzy, w tym dzieci, a także nauczyciele, dla których przygotowywane materiały mają być pomocą w dydaktyce zajęć o mięczakach.
Ważnym dopowiedzeniem może być to, że początek zbiorów malakologicznych lwowskiego muzeum sięga działalności XIX polskiego malakologa, Józefa Bąkowskiego, który zbierał i opisywał malakofaunę Galicji.
Szczególnie polecam dział "Publikacje", niezwykle bogaty, choć otwarty głównie dla znających "cyrylicę".
Zupełnie innym obliczem malakologii na Ukrainie jest ośrodek krymski, reprezentowany m.in. przez Michała Sona. Wspominałem kiedyś o nim przy omawianiu książki o inwazyjnych mięczakach pobrzeża Morza Czarnego. Strona Sona http://malacologukraine.narod.ru/index.htm od dłuższego już czasu nie jest aktualizowana, nie mniej znaleźć można na niej sporo informacji o mięczakach Krymu.
Tym z kolei, mięczakom Krymu, poświęcona jest strona http://malacology.crimea.edu/, prowadzona przez Siergieja Leonowa. Może jej aktualność pozostawia wiele do życzenia, nie mniej niesie ze sobą sporą dawkę wiedzy o krymskiej malakofaunie.
Postaram się kiedyś więcej miejsca poświęcić malakologii naszych wschodnich sąsiadów. Mam nadzieję, że doczekają oni spokojnych dni, kiedy będą mogli oddawać się codziennym swoim zajęciom, z pożytkiem dla Ukrainy i nauki. Mam nadzieję. I że się kiedyś wybiorę w tamte strony, też taką mam nadzieję...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz