środa, 29 października 2014

Herbert (29.10.1924 - 28.07.1998) Pan od przyrody

Przez lata potrafiłem z pamięci powtórzyć cały wiersz, a przecież nigdy na pamieć się go nie uczyłem. Nawet więcej: jego autor nie był mi wówczas szczególnie bliskim poetą, może dlatego, że wtedy żył, a ja wybierałem poetów umarłych. Potrafiłem wiersz ten powtórzyć w całości zatrzymując się zawsze na tym fragmencie: w drugim roku wojny / zabili pana od przyrody / łobuzy od historii.
Nie wiem dlaczego z taką mocą ten wiersz wołał do mnie. Nie doświadczyłem straty nauczyciela, ale zawsze odczuwałem jego brak. Nigdy nie miałem przyrodniczego mistagoga, autorytetu, który wprowadzałby mnie w tajniki obserwacji świata. Owszem, w domu rodzinnym mój przyrodniczy temperament nie był hamowany, ale brakowało mi tej szkolnej przestrzeni, która ten popęd do poznawania świata właściwie by kształtowała. Był więc moim wyobrażeniem nauczyciela przyrody, w starym stylu, jak z powieści Makuszyńskiego, Herbertowski Pan od przyrody.
Dziś, w dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin najbliższego mi Poety, uświadamiam sobie, jak wielki wywarł na mnie wpływ swoją twórczością. Nie chodzi mi nawet o czas studiów nad nim zwieńczony obroną pracy magisterskiej o motywach teologicznych w jego twórczości, nie chodzi mi o moralną postawę klerka, która była i jest mi  bliska, nie chodzi mi nawet o tę etyczną wrażliwość na której się wychowywałem. Uświadamiam sobie, że to właśnie Zbigniew Herbert wprowadził mnie w przestrzeń zawieszenia pomiędzy światami, którą odnajduję w wierszu Pan od przyrody. Ta postawiona wątpliwość: jeśli poszedł do nieba... oznaczająca możliwość konstruowania różnych dróg, wobec których trzeba się ustosunkować, na których trzeba się odnaleźć w całym tym egzystencjalnym zagubieniu. On - przedstawiciel pokolenia odartego przez wojnę z ojczyzny (Lwów), młodości, beztroski, przyjaciół, nauczycieli - uczył mnie podążania niepewną drogą wierności w zmiennych okolicznościach świata, który się do nas nie przywiązuje. Jemu, Herbertowi, zawdzięczam tę twardą lekcję miłości do świata, który objawiając swoją różnorodność i zmienność, nieustannie powtarza: nikt cię nie pocieszy (Przesłanie Pana Cogito).

Kiedy w deszczowy poranek zdarzy mi się napotkać na drodze ślimaka i przenieść go na drugą stronę, żeby go ktoś nie rozdeptał, przypominają mi się słowa wiersza Pan od przyrody i uświadamiam sobie, że świat przyrody, to świat zadań moralnych, które dopiero trzeba odkryć. I za to Zbigniewowi Herbertowi dziękuję: za niedopowiedzenie zadań, które stawia.

Pan od przyrody

Nie mogę przypomnieć sobie
jego twarzy

stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem
złoty łańcuszek
popielaty surdut
i chudą szyję
do której przyszpilony był
nieżywy krawat

on pierwszy pokazał nam
nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy

on nas wprowadził
przez złoty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka

on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz
z jego namowy

w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem
gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło

w drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii

jeśli poszedł do nieba
może chodzi teraz
na długich promieniach
odzianych w szare pończochy
z ogromną siatką
i zieloną skrzynią
wesoło dyndającą z tyłu

ale jeśli nie poszedł do góry –

kiedy na leśnej ścieżce
spotykam żuka który gramoli się
na kopiec piasku
podchodzę
szastam nogami
i mówię:
–dzień dobry panie profesorze
pozwoli pan że panu pomogę
przenoszę go delikatnie
i długo za nim patrzę
aż ginie
w ciemnym pokoju profesorskim

na końcu korytarza liści



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz