czwartek, 3 listopada 2016

Kurier ślimaczy

Z lat późnej podstawówki pamiętam drukarkę igłową, na której drukowałem pisane w DOS-ie teksty szkolnej gazetki. Nie była to jednak publikacja ulotna, a materiał na tak zwaną gazetkę ścienną, czyli podłej jakości wykładzinę oprawioną w ramę, na której tępymi szpilkami co jakiś czas przypinane były nowe teksty. 
Z lat liceum pamiętam już drukarkę laserową i ksero, niezbędne do powielenia 100 egzemplarzy szkolnego organu publicystycznego o prowokacyjnym tytule GazEdka... Pamięć podpowiada mi również, że pomimo kolosalnych cen za usługi kserograficzne (0,2 zł za jednostronną odbitkę w połowie lat dziewięćdziesiątych!) pismo było tytułem samofinansującym się i utrzymującym się bez reklam. Ale żyło tylko pół roku z kawałkiem, bo nikt nie chciał schedy przejąć po redaktorze.
A w czasie studiów była już gazetka drukowana w offsecie, w nakładzie ponad 1000 egzemplarzy, z redakcją, z której wyrzucono mnie (założyciela pisma!) przy składaniu trzeciego numeru. Później przywrócono mi łamy, ale bez przeprosin, więc się nie liczyło.
Nie wiem czemu, ale w pracy też się przy okazji zajmuję redagowaniem gazetki... Przypadek? Nie, bardziej chyba zamiłowanie. Odkąd pamiętam ciągnęło mnie zawsze w stronę domorosłych tytułów, partyzanckich działań na powielaczach, takich strasznie nieprofesjonalnych redakcji, które łączyły w sobie ludzi o różnych poglądach i aspiracjach. Ale z tą samą pasją...
Przeglądam właśnie trzeci numer Ślimakuriera. Nieoficjalnego pisma polskich malakologów, samozwańczo redagowanego przez prof. Beatę Pokryszko. I choć Redaktor Naczelna (zwąca się "samozwańczą") jest reanimatorem pisma, trzeba przyznać że udaje się jej postawić je na jednej nodze (bo ślimaki są jednonożne, gdyby ktoś miał wątpliwości). W trzecim numerze (o poprzednich dwóch już wspominałem) pojawił się nowy autor i to od razu z najwyższej, magnificenckiej półki.
Ślimakurier jest tworzony z przymrużeniem czułka, z rozwalającą przekorą, a z powagą, która ukrywa się za troską. To sprawia, że malakologiczny nieregularnik czyta się bardzo przyjemnie, z ogromnym uznaniem dla kalamburowego zacięcia Redaktor Naczelnej. Z największą więc satysfakcją zachęcam do lektury pisma dostępnego na stronie Stowarzyszenia Malakologów Polskich. Coś mi we mnie mówi, że powinienem się do Ślimakuriera przykleić troszkę, co wpisywałoby się w moją historię życia, i pewnie wcześniej czy później stanę do odpowiedzi wywołany do tablicy przez Panią Profesor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz