Jest w Piotrkowie kilka rozpoznawalnych miejsc, które mają szczególne znaczenie dla mieszkańców, ale też dla historii Miasta. I nie tylko miasta. Spośród nich szczególną rolę odgrywa jeden z kościołów, o którym starsi mieszkańcy mówią, że się idzie "do bernadyn". W Piotrkowie też się mówi "cerkwia" zamiast "cerkiew", a cerkwia od kościoła bernadyn oddalona jest o jakieś czterysta metrów (po drodze mija się jeszcze Pałac Gubernatorski, obecny gmach Sądu Okręgowego). Kościół bernardynów w Piotrkowie, barokowy, położony przy ulicy Słowackiego, już poza historycznymi murami obronnymi, jest dla Piotrkowian szczególnym miejscem. Obok kościoła jezuitów (zlokalizowany ok. 300 m dalej, ale w murach Starego Miasta) i farnego kościoła św. Jakuba to najbardziej rozpoznawalny obiekt sakralny na terenie miasta. Wielokrotnie w dzieciństwie bywałem na mszach u bernardynów, które ściągały prawdziwe tłumy (co chyba jest charakterystyczne dla kościołów zakonnych). Spacerując po krużgankach klasztornych zawsze przyglądałem się wmurowanym tablicom okolicznościowym, które stanowiły zapis jakichś ważnych zdarzeń, których znaczenia wówczas może nie do końca byłem świadom. Z wiekiem dowiadywałem się kolejnych szczegółów, które odkrywały wielką historię, jaka wiązała się z tym miejscem. Dziś na przykład mijają dokładnie 72 lat od momentu, kiedy pierwszy raz po upadku Powstania Warszawskiego spotkało się kierownictwo Armii Krajowej. Gdzie się spotkało? Otóż właśnie w klasztorze oo. bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim. Nie wiem, czy uczestnicy tego spotkania mieli świadomość, że wychodząc z klasztoru patrzyli prosto w okna mieszkania, w którym w 1895 roku przyszedł na świat jeden z ich największych poprzedników, generał Stefan Rowecki-Grot. Pewnie nawet nie mieli siły patrzeć po oknach, bo przecież owocem tego spotkania była decyzja o rozwiązaniu Armii Krajowej... Wychodząc z klasztoru nie mieli pewnie świadomości, jak wiele tym murom zawdzięcza również polska nauka, a ściślej rzecz biorąc polska zoologia. To właśnie w tym klasztorze, w piotrkowskim klasztorze ojców bernardynów znalazło schronienie około 20 ton(!) zbiorów Muzeum Zoologicznego w Warszawie, między innymi cała kolekcja malakologiczna (ok. 50.000 okazów) Ottona von Retowskiego. Uniknęły losu np. zbiorów entomologicznych, które zostały całkowicie zniszczone w październiku 1944 roku przez planowe palenie budynków Warszawy po upadku Powstania.
Prace ewakuacyjne nadzorowane przez dra Stanisława Feliksiaka doprowadziły do uratowania znacznej części zbiorów Muzeum. Poza tym, co udało się zdeponować i zabezpieczyć w podziemiach klasztoru bernardynów, nie zniszczone w i po Powstaniu zbiory umieszczono w kilku dołach wykopanych na dziedzińcu Muzeum (kopano na głębokość kilku metrów, w zamarzniętej ziemi, w tajemnicy, w kilka osób, bez sprzętu, wokół zgliszczy i ruin).
Tego samego dnia, kiedy w piotrkowskim klasztorze bernardynów kierownictwo Armii Krajowej podejmowało decyzję o jej rozwiązaniu, w Warszawie podjęto decyzję o wznowieniu działalności Muzeum Zoologicznego w Warszawie. Kierownictwo Muzeum powierzono Stanisławowi Feliksiakowi, który stał się jego dyrektorem, a po odbudowaniu gmachu Muzeum doprowadził do bezpiecznego powrotu muzealnych zbiorów z klasztornego schronienia.
Tak mnie naszło dzisiaj, 19 stycznia, połączyć te różne wydarzenia zogniskowane na jednym miejscu. A o losach kolekcji Retowskiego dowiedziałem się z pierwszego numeru Memorabilia zoologica, przesłanego mi przez Dominikę Mierzwę-Szymkowiak, której ogromnie dziękuję za trud wkładany w popularyzowanie historii zoologii.
***
Kiedy następnym razem stanę w krużgankach piotrkowskiego klasztoru bernardynów, rozglądał się będę za miejscem, w którym schronienie znalazły zbiory Muzeum Zoologicznego w Warszawie. Może uda mi się przekonać odpowiednie osoby, aby i ten fragmencik historii znany był szerzej odwiedzającym klasztor...
Widok na wieżę klasztoru, źródło: wikipedia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz