poniedziałek, 22 maja 2017

Święty Krzyż po latach

Zdarzyło się, że ostatniej soboty wylądowałem na Łyściu czyli na Świętym Krzyżu. Minęło siedemnaście lat od momentu, kiedy z niego zszedłem i choć mijałem go w tym czasie kilkakrotnie, dopiero teraz udało mi się na chwilkę się tam zatrzymać. Na chwilkę, bo trzy godziny to zdecydowanie za krótko...
Bardzo po głowie chodziło mi Muzeum Przyrodnicze Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Zrezygnowałem nawet z pójścia nad gołoborze, byleby tylko na spokojnie pobyć w muzeum. I najkrócej rzecz ujmując, szlag mnie prawie trafił.
Rzadko zdarza mi się być kąśliwym krytykiem. A teraz będę. Konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością nie wypadła pomyślnie dla rzeczywistości. Muszę jednak poczynić kilka uwag, zanim wydam ostatnią ocenę.
Nie cierpię muzealnych wystaw, które narzucają czas zwiedzania. I to jest moja pierwsza uwaga do muzeum na Świętym Krzyżu. Może teraz tak trzeba, bo młodzież, bo dzieci, bo multimedia... Guzik prawda! Muzeum to muzeum, a nie elektromarket. Chcesz sobie pooglądać filmy, to usiądź przed komputerem, a nie pchaj się godzinę pod górę z plecakiem. Przypuszczam, że wystawy w takich miejscach przygotowuje się pod zorganizowane grupy i lektor ma w tym przypadku zastąpić przewodnika. A mnie to irytuje. Strasznie mnie irytuje, może dlatego, że zaczynałem swoją karierę zawodową od stanowiska przewodnika wycieczek w muzeum (historycznym, nie przyrodniczym), stąd przewodnikom muzealnym stawiam jakieś wymagania. Pani, która mnie wpuszczała na wystawę, może miała zły dzień, a może po prostu była świętokrzyską czarownicą, która między sabatami dorabia sobie w muzeum. Przepraszam za kąśliwość, ale z tak niemiłą obsługą jeszcze nie miałem do czynienia (no może jeszcze przed laty jedna bibliotekarka w Piotrkowie...). Przyzwyczajony do tego, że muzeum zatrzymuję się przy tym, co mnie interesuje, tutaj nie miałem szansy. Lektor wyznacza rytm, czyta to, co na ścianach, a czego właściwie nie można przeczytać samodzielnie, bo zaraz każą przechodzić do kolejnej sali. Zdecydowanie wolę kapcie, zakaz dotykania eksponatów, kierunek zwiedzania i nieograniczony czas na zapoznanie się z ekspozycją. No i najlepiej jak jest ktoś, z kim na miejscu można podyskutować, dopytać, doprecyzować, podzielić się spostrzeżeniami. Tutaj czułem się jak ktoś, kogo trzeba jak najszybciej przeprowadzić i jak najszybciej wyprowadzić na zewnątrz. Nie było z kim porozmawiać, do kogo gęby otworzyć. Dziękuję za taki sport...
Od strony merytorycznej nie mam już tylu zastrzeżeń, choć też nie jestem nasycony. Wydaje mi się, że ze względu na szczególne walory tego obszaru, warto by rozbudować część geologiczno-paleontologiczną. Tutaj najbardziej odczułem narzucenie rytmu zwiedzania. Niczego nie mogłem obejrzeć, porównać. Słyszę o najstarszych na świecie śladach tetrapodów, ale nie mogę zobaczyć, jak to wygląda, na czym polega wyjątkowość... Jeden łodzik, jeden amonit, troszkę tego za mało jak na tak bogaty paleontologicznie region. Jeśli wystawa ma być dla dzieci, to niech tam wstawią plastikowe "dinozaury", ale jeśli ma pełnić jakieś cele dydaktyczne, to niechby to było troszkę bogatsze.
Ciekawe jest odtworzenie całych ekosystemów. Myślę, że ten pomysł się broni, choć i tutaj powprowadzałbym pewne modyfikacje. Ostatecznie dzik i jeleń to największe współczesne kręgowce Łysogór, ale też najpospolitsze... Może warto byłoby skupić się więcej na tym, co jest naprawdę unikatowe, przedstawić przyczyny tej unikatowości... Nie muszę chyba w ogóle mówić, że największy niedosyt pozostawiła we mnie reprezentacja mięczaków. Trzy czy cztery muszle winniczka, jedno zdjęcia Vestia elata, jakieś pojedyncze wzmianki o ślimakach. Zdecydowanie tego za mało (zwłaszcza, że pamiętam sprzed siedemnastu laty wystawę, na której ślimaki były lepiej reprezentowane).
Wszystko to sprawia, że pod tym względem wyjazd był rozczarowujący, Na szczęście pozostały walory przyrodnicze i historyczne całego otoczenia, więc mogłem sobie popatrzeć na soczystość zieleni, która w wytęsknionym słońcu pęczniała z każdą chwilą.
Jak zawsze zostaje mi niedosyt. Niedosyt czasu, obserwacji, odpoczynku. Ale byłem i dobrze, że chociaż tyle. Bo jednak, co by nie mówić, to jeden z najpiękniejszych zakątków naszego kraju.








A teraz zagadka: odcisk czy ośródka?
Takie coś można zobaczyć w Kaplicy Oleśnickich. Jak widać, światło ma znaczenie




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz