Kto przeglądał recenzje książek, zamieszczane na blogu, ten przyzna, że krytykiem nie jestem zajadłym. Czasem coś kąśliwego powiem, czasem szpilkę wyceluję w miękką część ciała, na ogół jednak nie szukam towarzystwa do bicia...
Tym razem będzie inaczej. Muszę się wyżyć, wziąć odwet zapalczywy i nie poprzestać na kąśliwości, a przesiąść się do miażdżącego walca. I wcale nie z powodu tych ośmiu złotych, o czym za chwilę. Ktoś zasłużył sobie na porządnego łupnia i niech nie myśli, że mam zamiar odpuścić!
Zaczęło się w sobotę, 24 września w Krakowie. Na Grodzkiej w księgarni wyprzedażowej zauważyłem książkę, której wcześniej nie widziałem. A ponieważ śpieszno mi było strasznie, to i zaplanowałem wrócić tam dnia następnego i drogą cywilnoprawnej umowy nabyć ją. Kosztowała mnie osiem złotych (mniej niż 2 €), co jest ceną nie tylko do przeżycia, ale wręcz nieprzyzwoitą jak na książkę.
Żeby była jasność: nie spodziewałem się nabycia kandydatki do Nobla czy do Nike. Wiedziałem, że decyduję się na nabycie książeczki dla dzieci, popularno-naukowej, utrzymanej w popularnej konwencji dziecięcej encyklopedii. Nie nabyłem jej w celach edukacyjnych, ale bardzo interesowało mnie, w jaki sposób trafić można do najmłodszych adeptów malakologii. I powiem krótko, ale dosadnie: na pewno nie tak! Mogłaby by to być autobiografia głąba, pod warunkiem, że autorem byłby tłumacz.
Z jakiegoś powodu jestem wściekły na ten stan rzeczy. Trzymam w ręku książeczkę - kolorową, a owszem - w sztywnej oprawie, nie za ciężką, ba - nawet z indeksem na końcu! Nazywa się "Muszle i skamieniałości" i - prawdopodobnie - wchodzi w skład jakiejś serii "Encyklopedii dla Dzieci".Wydawca zapewnia, że seria: "Zadziwiający świat faktów" jest "skarbnicą wiedzy, która już od początku pozwala dzieciom kształtować i rozwijać naukowe podejście do otaczającego je świata". Zadziwiający świat faktów... Bardzo zadziwiający! Tylko jakich faktów?
Faktem jest, że książkę wydano w Warszawie w 2007 r. Faktem jest, że poziom rozwoju technologii informatycznych w tym czasie był nieco niższy niż obecnie. Faktem jest, że to tylko tłumaczenie publikacji obcej. Ale faktem też jest, że cztery lata to dostatecznie długi czas, żeby nieudaną książkę wycofać z rynku. Faktem jest, że nawet przed czterema laty były słowniki polsko-angielskie i angielsko-polskie. Faktem jest, że książeczki o której piszę, nie powinno się kupować dzieciom, nawet za jedyne osiem złotych polskich.
Dlaczego? Dlatego że tłumacz publikacji nie powinien się przyznawać do tego co zrobił. A ponieważ się przyznał, to muszę mu przyłożyć. Pan Kornel Karbowniczek zdecydował się (a przynajmniej taką mam nadzieję) wziąć na siebie odpowiedzialność za ulepienie takich językowych gniotów, jak na przykład
Małże miękkie Małże miękkie można napotkać w piasku, błocie oraz morskiej roślinności. Są to doskonali pływacy, którzy nabyli zdolność zakopywania się w błocie i piasku. Brzuchonogi to największa i najbardziej popularna grupa pośród mięczaków. Należą do nich m.in. ślimaki czy trąbiki. Posiadają jedną, często spiralną skorupę.
Niektóre brzuchonogi, takie jak skałoczepy, mają płaską, spodkowatą skorupę. (...)
Małże takie jak: mięczak jadalny, ostryga czy przegrzebek, są mięczakami posiadającymi dwie ruchome "klapki", powiązane ze sobą za pomocą zawiasów mięśniowych. Większość z nich żyje przyczepiona do kamieni (s. 8)
Na tej samej stronie, w ramce "Zapytaj mnie!"
Czym są jednotarczowce? Jest to rodzaj małż miękkich. Są małe, kruche i prymitywne, nie były zaliczane do gatunku małż aż do 1950 r. Są bardzo rzadkie, a można je znaleźć tylko na dużych głębokościach. Jednotarczowiec Ewinga zamieszkuje najgłębsze rejony oceanów (s. 8)
Perełka naukowa:
Muszle koralowe zwane są Coralliophilidae. Jest na świecie duża rodzina tropikalnych małż zwanych koralowymi mieszkańcami. Rodzina ta ma blisko 200 gatunków. Większość z nich żyje głęboko pod wodą.
Brak jakichkolwiek żywych okazów sprawił, że ciężko jest przeprowadzić jakiekolwiek studia nad identyfikacją i zależnościami pomiędzy tymi gatunkami. Rozpoznano i nazwano 15 gatunków, pomimo faktu, że nie ma między tymi organizmami zasadniczych różnic w budowie.
Rodzaj Latiaxis jest bardzo popularny ze względu na duże zróżnicowanie kształtów i plisowane brzegi. Brzuchonogi z tych gatunków żyją powiązane z koralowcem. Charakteryzują się bardzo cienką skorupą. Najbardziej prominentnymi przedstawicielami koralowych mieszkańców są: Cantharus, Pacific Tiger Lucine, muszla piaskowa czy muszla bańkowa (s. 12)
Inna rewelacja:
Mięczaki powierzchniowe Poza małą liczbą małż żyjących w wodach słodkich, resztę stanowią brzuchonogi. Ślimaki doskonale... (s. 14)
W ramce "Zdumiewające Fakty" na stronie 11 można znaleźć:
Chitony posiadają miniaturowe, podobne do słoniowych kły. Stąd w nazwach często figuruje słowo "kieł"
Byka na byku byka bykiem pogania. Albo jeszcze gorzej. Musiałbym przepisać cała książeczkę, na co nie mam zgody wydawcy, aby pokazać potworny bałagan w głowie tłumacza. Nie znajdzie się jednaj strony, na której odpocząć można by od rażących błędów i przeinaczeń. Racicznica nazwana jest omułkiem, homary i kraby występują jako mięczaki twarde, cokolwiek zresztą miałoby to znaczyć. Pomatias elegans podpisany został jako "Muszla klasy Głowonóg" (s. 4), masa perłowa składa się głównie z białka... Nagminnie też muszlom przypisywane są cechy zwierzęcia, które je wytworzyło.
Przeglądając książeczkę odniosłem wrażenie, że tłumacz władował angielską wersję do automatycznego translatora i dalej, hajda na drukowanie. Żeby jakaś korekta, albo konsultacja? Nie wygłupiajmy się, po co, to przecież encyklopedia dla dzieci, im można wciskać wszystkie kity...
I właśnie to mnie drażni najmocniej. Gdybym zaczął czytać dziecku tę książkę, to przed dokończeniem pierwszej strony musiałbym się dziecku tłumaczyć, dlaczego moja twarz zmienia kolor na purpurowy, fioletowy lub zzieleniały ze złości. A ile musiałbym się natłumaczyć co to takiego jest małż miękki (a może małż miękka lub małża miękka - bałagan fleksyjny imponujący!). Z pewnością nie umiałbym wyjaśnić dziecku pokrętności wywodów, wymieniających wśród brzuchonogów ślimaki, trąbiki i małż miękkie. Bełkot.
Na to wszytko jeszcze - żeby oszczędzić tłumacza - dochodzą lustrzane zdjęcia ślimaków, irytujący mnie błąd spotykany notorycznie w tego typu publikacjach.
Dałbym sobie spokój z wylewaniem jadu i pomyj na to przedsięwzięcie. Ale nie dam. Bo jeśli ktoś decyduje się na pisanie dla dzieci, to musi się przyłożyć trzy razy więcej, niż gdyby pisał dla profesorów. Nie tylko dlatego, że dziecko jest wymagającym czytelnikiem. Przede wszystkim dlatego, że dziecko bardzo poważnie traktuje książki i nie mogą one służyć wprowadzaniu dzieci w błąd. Dziecku nie wolno wypaczać świata, trzeba dostosować język, treść, ale nie rzeczywistość.
W pewnych kwestiach jestem bardzo zasadniczy. Wkurza mnie, kiedy pod płaszczykiem naukowości wciska się blichtr, bylejakość i daleki nieprofesjonalizm. To, że w dzisiejszych czasach można szybko i tanio drukować, nie oznacza, że można drukować cokolwiek. A od wydawców wymagać by można, że zanim wyślą pliki do druku, warto je jeszcze przejrzeć, jeśli nie pod względem merytorycznym, to przynajmniej językowym. Tego w tej encyklopedii dla dzieci zabrakło. A właściwe zabrakło wszystkiego poza wydawniczym niechlujstwem. Wstyd, bo można było przygotować naprawdę fajną książeczkę dla dzieci.
Odradzam.
A przypomniałem sobie, że gdzieś w zbiorach mam podobną publikacje Arthura Alexa z początku lat 90tych i z tego co zapamiętałem, wydana była bardziej rzetelnie.