wtorek, 15 maja 2012

Zimna Zośka i ślimaki

Zrobiło się chłodno.
Z jednej strony to cieszy. Może to jeden z tych sygnałów pozwalających zachowywać wiarę w porządek natury, opisywany przez stulecia w mądrości ludowej. W tym roku Zośka okazała się nie tak może zimna jak np. w zeszłym, ale wyraźnie da się odczuć, że jest chłodniej niż np. przed dwoma tygodniami.
Z drugiej strony... Myślę sobie: Zośka (jak i zimni ogrodnicy, co bardziej może zrozumiałe) nie lubi chyba ślimaków. Dlaczego tak myślę? Czytałem niedawno pracę Stępczaka na temat rozrodu winniczków i wspomina tam o wpływie temperatur na możliwości reprodukcyjne gatunku. O tej porze roku większość krajowych przedstawicieli Helicidae jest już aktywna: pokarm jest, wilgotność jest, dzień coraz dłuższy i cieplejszy... Stępczak zwraca uwagę na coś oczywistego: na temperaturę odczuwalną dla ślimaków. Przyzwyczajeni zostaliśmy do podawanych w prognozach pogody temperatur. Metodologia pomiaru jest zawsze określona, aby można było mówić o temperaturach bezwzględnych. Przyjmuje się, że pomiar wykonywany jest w cieniu na wysokości 2 metrów nad gruntem. No właśnie. Ale przy gruncie temperatura może być znacznie niższa, a większość ślimaków jednak nie gniazduje na drzewach... Jeśli temperatury schodzą do wartości 2-3 stopni C, to przy gruncie na ogół jest chłodniej. I wtedy ślimaki marzną. Te starsze (mądrzejsze trochę), to pewnie potrafią przykryć się jakim liściem, ale te młodsze pewnie nie zawsze wpadną na tak dobry pomysł.
Jest połowa maja. Nie mogę się pochwalić wycieczkami w teren. Brakuje czasu, jak zwykle zresztą. Wczoraj wyskoczyłem na rekonesans do parku: pokrzywy do kolan, komary brzęczące sobie znaną serenadę, ślimaki obrażone na zimnych ogrodników i na Zośkę.
Zapowiadają już ocieplenie. Jeśli wraz z nim przyjdzie wilgotne powietrze, ślimaki pojawią się masowo. Dotychczas - a mówię o własnych tylko doświadczeniach - znajdywałem je sporadycznie podczas wędrówek do i z pracy. Czekam, aż ogrodnicy z Zośką pójdą szukać przyszłego roku. I czekam na reakcję ślimaków. Stęskniłem się trochę za nimi. Może nie za wszystkimi i wolałbym pewnie, żeby ogrodnicy pozbyli się Arion lusitanicus, nie mniej brak mi widoku tych powolnych, wciąż rozglądających się niezwykłych stworzonek. Tak bezbronnych: i wobec chłodów, i wobec butów na nic nie zważających barbarzyńców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz