Karpie, dorsze, sandacze czy śledzie królują w tych dniach na polskich stołach. Oczywiście obok bigosów, schabów, golonek, sałatek warzywnych w majonezie etc. etc. Niektórzy ze strachem popuszczają pasek o kolejną dziurkę, niektóre panie dyskretnie już wyszukują w internecie poświątecznej diety-cud. A mnie w ręce wpadły właśnie pamiętniki Jędrzeja Kitowicza i nie omieszkam się nie podzielić małym fragmencikiem. Nie odnosi się wszakże do świątecznych kulinariów, ale mówi coś o zwyczajach żywieniowych z czasów Pierwszej Rzeczypospolitej. Czytam: "Nie ustępując
nasi Polacy w niczym Włochom i Francuzom, nawykli powoli, a dalej w najlepsze
specjały obrócili owady i obrzezki, którymi się ojcowie ich jak jaką nieczystością
brzydzili. Jedli żaby, żółwie, ostrzygł, ślimaki, granele, to jest jądrka
młodym jagniętom i ciotkom wyrzynane, grzebienie kurze i nóżki kuropatwie (same
paluszki nad świecą woskową przypiekane), w których sama tylko imaginacja
jakiegoś smaku dodawała, sałaty, ogórki, musztardy i inne surowizny, które
dawano do stołu do sztuki mięsa i pieczeniów. Te nie należały do kuchni, ale do
kredensu, i stawiano to na stole razem z serwisem". A w innym miejscu: "Pistacje i pinele wyszły z mody, a
nastały na ich miejsce kapary, oliwki, serdele, tartofle i ostrygi marynowane.
Wina także zaczęto używać do potraw, które miały być [z] ostrym sosem,
mianowicie zaś szafowano nim do ryb, o których zaczęto już powoli trzymać, że
szkodzą zdrowiu ludzkiemu, sprawujące w nim przyrodzoną wilgotnością swoją wielość
flegmy. A przecięż starzy Polacy byli mocniejsi od dzisiejszych i mieli w sobie
więcej ognia, choć jadali ryby w wodzie gotowane" (Opis obyczajów za panowania Augusta III).
Składa się tak, że Boże Narodzenie jest uważane za najbardziej tradycyjne święto w swej obrzędowości, tradycyjne potrawy winny gościć na wigilijnym stole, koniecznie w postnej tonacji. Zastanawiało mnie, jak to się stało, że w polskiej kuchni jakoś bakier byliśmy ze ślimactwem przeróżnym. Jak to się stało, że tworząc postną tradycję wigilii Bożego Narodzenia nie zaprosiliśmy na stół wigilijny winniczków czy szczeżui? Już wyobrażam sobie tę kaszę jaglaną z winniczkami albo szczeżuje w oleju rzepakowym tłoczonym na zimno. Widać jednak dziejowe burze dość okrutnie rozprawiły się z nowinkami, za którymi tak pożądliwie śpieszyli szlacheccy nasi przodkowie. Żal trochę, że pod strzechy nie zapełzły ślimaki, pozostając jedynie na mnisich lub magnackich stołach. Może wtedy świąteczny stół przyciągał by mnie jeszcze mocniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz