poniedziałek, 15 lutego 2016

A jednak szkoda

Gdybym był młodszy o jakieś dwadzieścia lat, mógłbym na widok nowej książki o muszlach mówić "Jaram się jak pochodnia". Na szczęście jestem już nieco starszy i pewne zwroty stają mi się obce. Co wcale nie znaczy, że nie ulegam emocjom, które gdzieś przysłaniają intelekt. Tak właśnie było ostatnio, kiedy "jarałem" się nową książką Rafała Wąsowskiego i Aleksandra Penkowskiego pt. "Muszle".
No i od razu schodzę na ziemię. Wcale nie nową. Wznowioną. Wznowioną i niepoprawioną. Ze zmienioną okładką. I na tym te zmiany by się kończyły...
Przed kilkoma tygodniami wypatrzyłem zapowiedź wydawniczą. Na 22 stycznia zapowiedziano pojawienie się książki w księgarniach. Każdego dnia wypatrywałem jej przeglądając oferty różnych sklepów. I korzystając z pierwszej okazji od razu ją sprowadziłem. Jakieś przeczucie kazało mi zachować więcej cierpliwości, ale - nie wiedzieć czemu - je zignorowałem. Zamówiłem, zapłaciłem, odczekałem swoje, jeszcze odczekałem, sprawdziłem, znów odczekałem, no i odebrałem na poczcie. W zaklejonej kilometrem taśmy przesyłce była ona: książka o muszlach. Cały czas myślałem, że to będzie coś nowego, że moja ciekawość zostanie nagrodzona... Koryguję: nie myślałem, a ekscytowałem się; to, co działo się w mojej głowie nie było procesem intelektualnym, tylko emocjonalnym. Spojrzałem na okładkę: może być. Spojrzałem do środka i... deja vu.
Jakoś na początku lat dwutysięcznych oficyna Multico wydała książkę "Muszle. Przewodnik" autorstwa Aleksandra Penkowskiego i Rafała Wąsowskiego. Mam tę książkę w swojej bibliotece, ale akurat uwięzioną w przeprowadzkowych kartonach, nie mogę sprawdzić szczegółów. Tamta książką była w sztywnej oprawie, a na okładce była muszla ślimaka z rodzaju Cassis. Ta jest w miękkiej okładce, w przeźroczystej obwolucie (takiej okładce jak na szkolny zeszyt), a na okładce znajduje się muszla ślimaka Pleuroploca trapezium. Ponieważ - jak wspomniałem - pierwsze wydanie mam obecnie ukryte w pudłach, nie mogę precyzyjnie wskazać różnić, bazując wyłącznie na coraz bardziej zawodnej pamięci. Wydaje mi się jednak, że zasadnicza część książki, tekst i fotografie się nie zmieniły. Zdjęcia, owszem, poprawiono troszkę, ale to te same zdjęcia. Opisy poszczególnych gatunków to te same opisy, co w wydaniu sprzed piętnastu lat. No więc coś jest nie tak...
Wydawca powinien zadbać - dla zwykłej rzetelności - że jest to wydanie drugie (ze zmienioną okładką). Kilkanaście lat to różnica połowy pokolenia, można podejmować nową kampanię marketingową określając inny target i nie będzie problemu. Ale co zrobić z tymi, którzy na każdą książkę o mięczakach czekają z wypiekami na twarzy (pewnie można leczyć, ale nie to miałem na myśli)? Poczułem się oszukany. Tak, mocne stwierdzenie, ale tak właśnie to czuję. Zostałem oszukany, nabrany na blichtr czegoś nowego. Powinienem był słuchać intuicji, ale za bardzo się "podjarałem" perspektywą nowej książki. Myślałem sobie tak: autor usiadł, popatrzył, pokreślił, pozmieniał, poprawił i dał do druku. Myślę, że popyt na takie publikacje jest i to stało za decyzją wydawcy, by książkę ponownie wypuścić na rynek. Trudno na nim szukać konkurentów, więc nabywcy się znajdą. A jednak szkoda. Szkoda, że nie dołożono większych starań, aby popularny przewodnik wydany został porządniej. Zadbano o zewnętrzną stronę, pominięto jednak zmiany wewnątrz. Rozumiem, że śmierć jednego z autorów przed piętnastoma laty może powodować jakieś problemy z prawami autorskimi, ale czy to usprawiedliwia wydanie książki w niezmienionej treści? Skoro Aleksander Penkowski zdecydował się na wznowienie wspólnej pracy, powinien wziąć odpowiedzialność za jej kształt i dołożyć starań, aby książka nie prowokowała do krytycznych opinii. Mógłbym formułować całą listę zarzutów, ograniczę się jednak tylko do bardzo pobieżnych uwag. Po pierwsze: czy autor nie znał recenzji, którą piętnaście lat temu opublikowała na łamach Folia Malacologica prof. Pokryszko? Naprawdę wystarczyło przeczytać i jak z kompasem przejść po kolejnych stronach i usunąć błędy. Oczywiście nie trzeba się zgadzać z opinią recenzenta, ale wytknięte błędy należy poprawiać. Zyskałaby na tym książka, autor by nic nie stracił. A tak stracił, i to bardzo dużo: stracił okazję do wydania naprawdę potrzebnego przewodnika w dobrej szacie graficznej, którego lektura nie byłaby jednocześnie wielkopostnym umartwieniem.
Nie wiem, do kogo mam większy żal: do autora czy wydawcy. Nie powinno się tego robić, jako czytelnik poczułem się mocno zawiedziony i rozczarowany.
Po drugie: nie jestem w stanie zrozumieć, po co było upychać na siłę te polskie nazwy gatunkowe. Pewnie Miodek z Bralczykiem spierać by się mogli, czy poszczególne formy są - z punktu widzenia słowotwórstwa - poprawne, ale komiczny efekt chyba nie był zamysłem autora. Na siłę wymyślane epitety gatunkowe, na ogół językowe kalki, nie są atutem tej książki. Nie wiem, po co było to robić: ani nazwy te nie funkcjonują w literaturze, ani w żargonie kolekcjonerów. Więc po co? Ktoś, kto chce tworzyć kolekcję, nie wystraszy się zapewne tego, że muszla należała do mięczaka posiadającego wyłącznie łacińską nazwę... Kolekcjonuje się muszle, a nie nazwy, a szukając informacji na temat posiadanych okazów wpisuje się w wyszukiwarkę nazwę łacińską, nie polską. No chyba, że ktoś zadowala się frazą no results... Oczywiście, kiedy powstawała książka, wyszukiwarki internetowe nie były jeszcze najpowszechniejszą studnią wiedzy, ale po kilkunastu latach można było już to uwzględnić.
Po trzecie, może na koniec: w Polsce wydaje się tak mało literatury kolekcjonerskiej, że każde pojawienie się czegoś nowego, godne jest odnotowania. Poza książkami prof. Samka oraz Krzysztofa i Wojciecha Dworczyków, brak jest polskich książek o muszlach, dlatego pojawienie się nowego tytułu powinno być jakoś odnotowane. Żal mi, że ten nowy tytuł jest jednak stary i że nie mam tej radości trąbienia wokół, że oto mamy w Polsce nowy, ciekawy przewodnik o muszkach. Bo nie mamy. Szkoda.

Rafał Wąsowski, Aleksander Penkowski. 2016. Spotkania z przyrodą. Muszle. Mulico Oficyna Wydawnicza, ss. 336
Znajdź dziesięć różnic między dwiema książkami;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz