czwartek, 31 stycznia 2019

Profesor Wiktor w pamięci żyjących

Przed miesiącem otrzymałem informację, że profesor Andrzej Wiktor zakończył ziemskie życie. Trudno było mi się pogodzić z myślą, że nie ma Go wśród nas. Choć nie znalazłem się w gronie Jego studentów lub współpracowników, cieszyłem się Jego życzliwością i wielokrotnie doświadczałem Jego przyjaznego wsparcia. Dług, który zaciągnąłem, nie łatwo mi będzie spłacić. 
Pomyślałem, że dobrze byłoby, gdybym wrócił do słów, którymi żegnano Go wśród Jego uczniów i przyjaciół. Nie uczestniczyłem w tej części uroczystości pogrzebowych, która miała miejsce na Uniwersytecie Wrocławskim, uznałem jednak za słuszne przedłożyć te słowa, które z różnych stron w dniu pogrzebu popłynęły w czasie pożegnania Pana Profesora.
Słowa prof. Romana Dudy, byłego rektora Uniwersytetu Wrocławskiego:
Andrzej Wiktor pochodził z rodziny ziemiańskiej, o tradycjach sięgających odsieczy wiedeńskiej Jana III Sobieskiego. Ludowa Polska wyrzuciła tę rodzinę z ojcowizny i edukację po wojnie Andrzej rozpoczynał w Gorlicach, a po osiedleniu się rodziny w Sopocie tam ją kontynuował. Po maturze u jezuitów w Gdyni rozpoczął studia przyrodnicze na Uniwersytecie Poznańskim, ale ukończył je na Uniwersytecie Wrocławskim, z którym związał się na całe zawodowe życie. Po swoim mistrzu profesorze Władysławie Rydzewskim został dyrektorem Muzeum Przyrodniczego i wybitnym, na skalę światową, malakologiem.
Zaprzyjaźniliśmy się już jako dorośli ludzie, okazało się bowiem, że przyrodnik i matematyk mogą mieć wiele wspólnego: wiarę w naukę, umiłowanie uniwersytetu, podobny stosunek do wiary i życia.
Muzeum Przyrodnicze, którego Profesor Andrzej Wiktor był dyrektorem przez ponad dwie dekady, dzieli od wrocławskiej katedry krótki spacer przez Ogród Botaniczny. Pamiętam jak dzisiaj ów piękny dzień późną wiosną 1984 r. w którym spotkałem go wychodzącego z żoną Jadwigą z katedry. Kontrast między słoneczną aurą a czarnym garniturem Andrzeja był tak uderzający, że stanąłem zdumiony. Okazało się, że władza nie zatwierdziła jego wyboru na rektora naszego uniwersytetu. Rektor poprzedniej kadencji został przez władze po niecałym roku sprawowania tego urzędu odwołany, a tego dnia w osobie Andrzeja zyskaliśmy rektora już na wstępie do tego urzędu nie dopuszczonego. Reakcja Andrzeja była cicha, ale wymowna: do pracy przyszedł w demonstracyjnie żałobnym stroju, ale swój ból ofiarował Panu Bogu. Nie dał się ponieść odruchom goryczy i nienawiści.
Inne wspomnienie z tych samych lat. Ksiądz Kardynał zainicjował wtedy tzw. opłatki akademickie, które szybko stały się wydarzeniami w naszym akademickim życiu, konsolidującymi środowisko i podnoszącymi jego morale. W takim dniu zbieraliśmy się na mszy świętej w seminaryjnej kaplicy, a potem schodziliśmy do refektarza, gdzie jeden z zaproszonych wygłaszał przemówienie, po którym następowało dzielenie się opłatkiem i poczęstunek. Pierwszym takim mówcą, na pierwszym opłatku akademickim, był Profesor Wiktor. I było to przemówienie świetne. Świetne oratorsko, ale wrażenie na obecnych zrobiła jego głębia, czuło się bowiem, że mówi nie tylko wielki uczony, ale także człowiek głęboko wierzący i gorący patriota.
Andrzej polityki nie lubił, a nawet od niej stronił, ale kiedy trzeba było – stawał w potrzebie. Był jednym z pierwszych członków Solidarności na naszym Uniwersytecie, a w ponurych latach osiemdziesiątych został członkiem podziemnego Społecznego Komitetu Nauki, którego zadaniem było monitorowanie represji w środowisku akademickim, redagowanie „Informatorów” (wydaliśmy ich 8), przekazywanie informacji do Warszawy, rozdzielanie niewielkich funduszy pomocowych i przydzielanie zaproszeń „rodzinnych” na wyjazdy za granicę (w istocie były to kilkumiesięczne prywatne stypendia).
Po śmierci Jadwigi, jego pierwszej żony, którą bardzo przeżył, dwukrotnie wyjechaliśmy wspólnie do sanatoriów, w Zakopanem i w Lądku Zdroju, i z tych wyjazdów mam wiele dobrych wspomnień. Mieszkając razem, chodząc na długie spacery – dużo rozmawialiśmy. Andrzeja pasjonował świat przyrody. Podziwiał jego piękno i złożoność, z lubością odkrywał przed laikiem jego tajemnice, ale przede wszystkim w cudzie życia i jego oszołamiającej rozmaitości widział rękę Stwórcy i uważał, że swoją pracą badacza oddaje Mu cześć. Nie był filozofem i filozofii nie lubił, ale lubił rozmowy o tym, jak osiągnięcia nauki – nie tylko teoria ewolucji, której był gorącym zwolennikiem, ale także teoria Wielkiego Wybuchu i różne inne odkrycia – składają się na spójny i racjonalny, zgodny wiarą obraz świata.
Jako biolog Andrzej odbył kilka dłuższych wypraw, z których najważniejszy dla niego był kilkumiesięczny pobyt na rybackim kutrze na atlantyckich łowiskach oraz pół roku badań w Papui – Nowej Gwinei. Odbył też kilka wypraw krótszych, m.in. w góry Kaukazu, Hiszpanii i Bułgarii, a że był głodny świata i poznawania, to mogło i powinno być tych wypraw więcej. Jednakże w mrocznych czasach PRL-u wyjazdy zagraniczne wiązały się z dużymi utrudnieniami i nieraz były blokowane. Ofiarą takich praktyk padał także Andrzej.
Ten brak Andrzej wyrównywał wędrówkami po kraju. Bywało, że w okresie wiosennego przesilenia telefonował i pytał „A może pojechalibyśmy zobaczyć, czy nadchodzi wiosna?” I jechaliśmy na pobliską Radunię lub do rezerwatu w Muszkowicach, ten drugi wyjazd łącząc zawsze z odwiedzinami Henrykowa i mszą świętą u tamtejszych cystersów. Byliśmy też raz w Tatrach i parokrotnie w Sudetach, a latem na spływach kajakowych, m.in. na Czarnej Hańczy, Krutyni i Zachodnich Jeziorach Mazurskich. Jako towarzysz takich wypraw był Andrzej świetny, nie tylko wytrzymały na trudy i niepogody, ale przede wszystkim zawsze życzliwy i chętny do pomocy.
Śmierć pierwszej żony była dla niego ciosem, ale po latach spotkał Hanię, w której znalazł wierną towarzyszkę życia i jego pasji poznawczych, a w ostatnich paru trudnych latach także niezwykłe wsparcie i opiekę. W dobrych latach odbywali wyprawy samochodowe po wschodnich rejonach Polaki, od Bieszczad po Podlasie, a także autokarowe z zaprzyjaźnionymi krakowskimi przyrodnikami, po Europie.
Z natury serdeczny, otwarty i wszem życzliwy, był Andrzej zwrotnie otoczony serdeczną życzliwością bliskiego otoczenia: rodziny, współpracowników i przyjaciół. Bardzo sobie cenił przyjaźń „Harnasia”, czyli biskupa Adama Dyczkowskiego, z którym dzielił niezrównane poczucie humoru i z którym się wzajemnie odwiedzali. Wiernego i bardzo bliskiego przyjaciela miał w księdzu prałacie Andrzeju Dziełaku. Cieszył się przyjaźnią dra Jerzego Woźniaka, który za piękną przeszłość konspiracyjną został po wojnie skazany na karę śmierci i cały rok przesiedział w celi śmierci, a kiedy szczęśliwym zbiegiem okoliczności zmieniono mu tę karę na dożywocie i po latach, w wyniku jakiejś amnestii, zwolniono, to Andrzej pomógł mu dostać się i ukończyć studiach medyczne.
O Andrzeju można mówić długo. Był wielkim uczonym, który całe swoje życie poświęcił nauce i który naukę traktował jak życiowe powołanie, a nie zawód i rodzaj kariery, a rolę profesora widział nie w konkurencyjnej walce o wyższą osobistą pozycję, ale w trosce o ułatwianie życiowego startu młodym. Był człowiekiem uniwersytetu w najlepszym sensie tego słowa. Kochał swoją pracę w Muzeum Przyrodniczym, a z wyróżnień najwyżej sobie cenił członkostwo Polskiej Akademii Nauk. Ale przede wszystkim był skromnym i dobrym, pięknym i wartościowym człowiekiem. Każde rozstanie rodzi ból, ale w przypadku Andrzeja na dnie tego bólu jest także wdzięczność do losu, że postawił na naszej drodze takiego człowieka i obdarzył nas tak długą jego obecnością.
Z przemówienia prof. Andrzeja Lesickiego, rektora Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu:
W imieniu Stowarzyszenia Malakologów Polskich oddaję hołd pamięci Pana Profesora doktora habilitowanego Andrzej Wiktora, emerytowanego profesora zwyczajnego Uniwersytetu Wrocławskiego, wieloletniego dyrektora Muzeum Przyrodniczego tegoż Uniwersytetu, zmarłego 31 grudnia 2018 roku.

Przemawiam także w imieniu społeczności akademickiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, którym mam zaszczyt teraz kierować, ponieważ Profesor Andrzej Wiktor był też związany z naszym Uniwersytetem. Na Uniwersytecie Poznańskim odbył pierwsze etapy zdobywania wyższego wykształcenia biologicznego, tu miał wybitnych nauczycieli w osobach profesorów Jarosława Urbańskiego i Jana Rafalskiego, którzy zainspirowali go do badań mięczaków. W biuletynach Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk opublikował kilka swoich pierwszych prac malakologicznych. Jako student działał w Kole Naukowym Przyrodników, a o tych pierwszych szlifach w pracy naukowej pamiętał, bo wielokrotnie uczestniczył w odbywanych co 10 lat rocznicowych obchodach tego liczącego dzisiaj blisko 100 lat studenckiego koła naukowego. Na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi UAM uzyskał stopień doktora nauk biologicznych w 1962 roku.

Ale od połowy lat pięćdziesiątych był już związany do końca kariery zawodowej z Uniwersytetem Wrocławskim. Pełnił na nim wiele funkcji, a o uznaniu, jakim cieszyła się Jego praca, świadczy wybór na stanowisko rektora Uniwersytetu Wrocławskiego przez społeczność akademicką w pełni demokratycznych wyborach w 1984 roku, chociaż z powodów politycznych tego stanowiska nie objął.

Działał w licznych instytucjach i radach naukowych. Ja podkreślę tylko Jego związki z malakologami. Od 1984 uczestniczył w corocznych Krajowych Seminariach Malakologicznych i należał do członków założycieli Stowarzyszenia Malakologów Polskich, utworzonego w 1993 roku. W 1997 roku w uznaniu zasług dla rozwoju malakologii na świecie i Polsce otrzymał godność Członka Honorowego Stowarzyszenia.

Zakończył się ziemski etap życia Pana Profesora. W takich momentach przywołujemy rzymską maksymę „Non omnis moriar”. Profesor Andrzej Wiktor pozostanie nadal żywy w naszej wdzięcznej pamięci, jako wybitny uczony i znamienity nauczyciel akademicki. Pozostanie w pamięci licznych jego uczniów, polskich i zagranicznych, do których należą nie tylko wypromowani doktorzy, ale także słuchacze jego wykładów i uczestnicy wycieczek terenowych, które prowadził. Zawsze z niezwykłą pasją przekazywał wszechstronną wiedzę i umiejętności. Seminaria malakologiczne, o których wspomniałem, w pierwszych latach nie były tak, jak dzisiaj, mniej lub bardziej klasycznymi konferencjami naukowymi z prezentacją referatów, komunikatów i posterów przedstawiających wyniki badań naukowych uczestników. W tamtych latach istotną częścią seminarium była dyskusja wokół stołu, w trakcie której młodzi adepci malakologii mówili o swoich badaniach i problemach, a potem wysłuchiwali uwag i otrzymywali rady doświadczonych profesorów, wśród których był Andrzej Wiktor. Wycieczki terenowe towarzyszące seminariom miały na celu też zbiór ślimaków, a analiza zebranych okazów była szkołą rozpoznawania gatunków.

Profesor Andrzej Wiktor będzie żył dalej w dziełach, które pozostawił – opublikował ponad 100 różnych publikacji naukowych – artykułów i monografii, w większości w językach angielskim, niemieckim i polskim. Jego pasją były badania ślimaków nagich, nieoskorupionych, których był najwybitniejszym w świecie znawcą. Im poświęcił swoje najwybitniejsze monografie, z nimi są związane jako największe odkrycia m.in. opisanie ponad 60 nowych dla wiedzy gatunków, a także utworzenie nowych taksonów rodzajowych i rodzinowych dotyczące ślimaków z różnych stron świata. Publikował w najwybitniejszych czasopismach malakologicznych, ale nie zapominał o Folia Malacologica, na których łamach publikował wielokrotnie, m.in. wyniki swoich badań przeprowadzonych w czasie wypraw zagranicznych.

Oddaję cześć wybitnemu uczonemu, nauczycielowi wielu z nas. Ale też naszemu koledze, przyjacielowi, z którym tak wiele nas łączyło. Andrzej Wiktor był osobą niezwykłą. Prawą i szlachetną, przede wszystkim zaś był dobrym człowiekiem, zawsze myślącym o innych. Będzie nam go bardzo brakowało.

A wszystkim, których śmierć Pana Profesora pogrążyła w bólu i żałobie, małżonce, rodzinie, współpracownikom, uczniom, składam wyrazy głębokiego współczucia.
List kondolencyjny przesłał również profesor Andrzej Piechocki, wybitny malakolog, Członek Honorowy Stowarzyszenia Malakologów Polskich:
Jego Magnificencjo, Szanowny Panie Dziekanie, Szanowni Państwo,
Przesyłam słowa szczerego współczucia i żalu z powodu śmierci Prof. dr hab. Andrzeja WIKTORA,
jednego z najwybitniejszych polskich zoologów, zaliczanego do grona czołowych współczesnych malakologów, którego wkład w badania mięczaków Polski i świata pozostanie fundamentalny.
Będę Go pamiętał jako serdecznego przyjaciela, człowieka szlachetnego i prawego, w każdej sytuacji skłonnego do pomocy i poświęcenia dla innych.
Rodzinie Zmarłego przekazuję słowa głębokiego współczucia.
Na ręce Rektora Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Adama Jezierskiego, wysłany został również list przez prof. Jacka Sicińskiego, kierownika Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii Uniwersytetu Łódzkiego:
Wielce Szanowny Panie Rektorze,
z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Prof. dr hab. Andrzeja Wiktora, jednego z najwybitniejszych polskich zoologów. Osiągnięcia Profesora w zakresie taksonomii, morfologii i ekologii ślimaków lądowych (Gastropoda terrastria) stawiają Go w rzędzie czołowych specjalistów klasy światowej.
Wielu z nas miało sposobność podziwiać działalność Profesora na kongresach naukowych, w roli recenzenta rozpraw doktorskich i prac habilitacyjnych oraz jako członka Komitetu Zoologii PAN i PAU.
W naszej pamięci Prof. Wiktor pozostanie jako człowiek głębokiej wiedzy, udzielający cennych rad, chętny do pomocy, odważny w  wypowiadanych opiniach, szlachetny i uczciwy.
W imieniu własnym oraz pracowników Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii Uniwersytetu Łódzkiego, na ręce Jego Magnificencji przesyłam słowa ubolewania z powodu ogromnej straty, jaką poniosła nauka polska i środowisko naukowe Wrocławia.
Uroczystościom pogrzebowym w kościele Świętej Rodziny przewodniczył przyjaciel Profesora biskup Adam Dyczkowski, filozof przyrody, emerytowany biskup legnicki; natomiast homilię pogrzebową wygłosił i przewodniczył uroczystościom na cmentarzu biskup świdnicki, prof. Ignacy Dec. Homilię, którą wygłosił w dniu pogrzebu, opublikował serwis internetowy diecezji świdnickiej. Pozostawiam ją lekturze pod załączonym linkiem.

Biskupi Adam Dyczkowski (z prawej) i Ignacy Dec w czasie uroczystości pogrzebowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz