środa, 26 czerwca 2019

Przygotowanie przed sezonem, czyli pytania

Wyskoczyłem przed tygodniem nieco na północ od Poznania. Wskazano mi tam stanowisko, na którym przed trzydziestu laty zbierane były dość liczne Truncatellina costulata, Ena obscura i Vallonia excentrica. Była okazja, żeby wyjechać, grzech było nie skorzystać. Owszem, liczyłem się, że ostatnie tygodnie były trochę za ciepłe i za suche, ale to mnie zniechęcić nie mogło.
Co znalazłem? Absolutnie niczego z tego, co było tam przed trzydziestu laty.
Jest to środowisko antropogeniczne, zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki. Blisko stuletni mur, przy nim zadrzewienia i krzewy. Co znalazłem?
Po kolei: Succinea putris, Aegopinella pura, Cochlodina laminata, Fruticicola fruticum, Xerolenta obvia, Arianata arbustorum, Cepaea nemoralis, Helix pomatia. Mam prawo wierzyć, że przed trzydziestu laty spośród wymienionyh gatunków nie było żadnego. Co się zatem mogło wydarzyć. To takie moje pytanie na początek wakacji.
Hipotez mam kilka, ale żadna zbyt pogłębiona.
Pierwsza: Przeoczenie. Tę mógłbym wykluczyć, bo jeżeli ktoś znajduje drób, to i wypatrzy Helicidae. Przed trzema dekadami Helicidae były nieobecne, podobnie Clausiilidae. Jedynym wspólnym gatunkiem wydaje się być Succinea putris, ale sąsiedztwo rzeki wskazuje na prawie oczywistość wystąpienia tego ślimaka. Hipotezę o przeoczeniu odrzucam.
Druga: zawleczenie. Sąsiedztwo cmentarza mogłoby wskazywać, że niektóre pospolite gatunki mogły się tam dostać z roślinami przynoszonymi na cmentarz. Ale stanowisko nie uległo większym przeobrażeniom przez ostatnie siedemdziesiąt lat. Może zatem trwa ekspansja tych gatunków? Nie wiem.
Trzecia: rzeka przyniosła wraz z jakąś krótkotrwałą powodzią osobniki z innych stron. rzeka ma blisko 40 kilometrów, jest to zatem możliwe, ale przy naturalnym wektorze migracji biernej należałoby się spodziewać tych popularnych gatunków już dużo wcześniej. Cochlodina laminata znana jest z Wielkopolski z 26 stanowisk (Szybiak, 2010), najbliższe temu stanowisku miejsce oddalone jest o 14 kilometrów wzdłuż Warty. Zatem możliwe, że brzegiem Warty ślimak przesunął zasięg o kolejne kilometry.
Próbuję sobie również wytłumaczyć, dlaczego nie znalazłem Truncatellina, Pupilla, Vallonia oraz Ena. Nie dokonywano w ostatnim czasie znaczących prac w obrębie muru. Zmienił się natomiast sposób gospodarowania terenem. Przed trzydziestu laty utrzymywały się tam wysokie ziołorośla, obecnie jest to strzyżony trawnik, z którego wyczesywane są opadające liście kasztanowców i lip. "Nadkład" przerzucany jest za ogrodzenie, w miejsce zacienione, ale suche, bo będące skarpą opadającą w stronę rzeki. Tłumaczę sobie, że zwyczajnie przeoczyłem (choć przegrzebywałem ściółkę dobrą godzinę, a zatem dłużej niż zazwyczaj). Chciałbym wybrać się  tam przy lepszych pogodach, to znaczy po jakimś dłuższym epizodzie deszczowych pogód. Chciałbym w ten sposób mieć pewność, że faktycznie nastąpiła przebudowa malakofauny.
Jeszcze dygresja na koniec. Kiedy przegląda się prace Urbańskiego, Bergera czy Wiktora, to cmentarze podawane są jako stanowiska dla ciekawych gatunków ślimaków. Kiedy obecnie przyglądam się cmentarzom, to dochodzę do wniosku, że obowiązująca estetyka z całą pewnością nie sprzyja ślimakom, zwłaszcza to obsesyjne wycinanie starych drzew i wykaszanie wszelkiego zielska. Smutne, ale taka moda i słów więcej szkoda.
A kto zgadnie, gdzie mnie wywiało?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz