środa, 21 listopada 2012

Perspektywy

Jesień ponoć wiąże się z depresyjnym nastrojem. Smutek zaś, towarzyszący depresji, sprzyja ponoć myśleniu analitycznemu, w odróżnieniu do radości, która z kolei pomaga w myśleniu syntetycznym. Tak kiedyś słyszałem, może i tak jest...
Czytałem niedawno niewielką i nie nową już książeczkę autorstwa profesora Riedla i profesor Pokryszko. Na razie wypożyczam jej egzemplarz, choć jej posiadanie byłoby dla mnie czystą radością (radość - myślenie syntetyczne itd...). Czytałem i myślałem sobie, w którą to stronę wszystko zmierza.
W 1999 roku odbyło się XV Krajowe Seminarium Malakologiczne (w Łodzi dokładnie), co było okazją do przyjrzenia się polskiej malakologii z różnych stron. Autorom opracowania Malakologia polska. Historia - Stan obecny - Perspektywy zależało na przedstawieniu pewnego continnum, a ponieważ oboje związani z muzealnictwem, może i łatwiej było im pisać o dokonaniach polskich malakologów ubiegłych dziesięcioleci. Nie jest to historia obszerna, ale zawierające ważne momenty związane z działalnością różnych malakologów, których wkład w rozwój badań nad mięczakami jest znaczny w skali europejskiej. Do takich należeli Kotula, J.A. Wagner czy Poliński. Sylwetki polskich malakologów zostały zaopatrzone a noty biograficzne i omówienie kierunków zainteresowań badawczych.
Potem pojawiają się ci bardziej znani, znaczy: bliżsi współczesności: J. Urbański, M. Jackiewicz, A. Stańczykowska. Omawiane są akademickie ośrodki podtrzymujące badania malakologiczne: wszystko ładne, przejrzyste, czytelne. No i historia seminariów malakologicznych, wtedy piętnastu, dziś zbliżających się pod trzydziestkę. Łącznie z programami wszystkich wystąpień podczas spotkań malakologów.
A dla mnie największym zaskoczeniem był ŚLIMAKURIER. Nawet nie wiedziałem o jego istnieniu. I chyba żal mi go najbardziej, a dziwny to żal, skoro go nie znałem. Może to dlatego, że zawsze miałem niezwykły sentyment do amatorskich gazetek, sam tworzyłem taką w czasach licealnych, a później - studiując - inną, bardziej poważną (tyle, że mnie z redakcji wywalili;-). Gazetki, nieoficjalne pisma z nieregularnym pojawianiem się w rękach czytelnika, mają swój niepowtarzalny klimat. Jedne bardziej amatorskie, inne bardziej zaawansowane redakcyjnie, często pisane z lekkim przymrużeniem oka, w semantycznym kodzie zrozumiałym dla tej grupy, której pismo dotyczy. Te niuanse i półsłówka, na które nie zwróci uwagi ten, który do grona nie należy, a które w mig wychwyci ten, kogo sprawa dotyczy. Zresztą z moich wycieczek internetowych po różnych towarzystwach i klubach miłośników mięczaków wynika, że takie biuletyny i gazetki wewnętrzne są bardzo popularne na Zachodzie. Więc Ślimakuriera mi żal, bardzo żal. Postęp technik informatycznych, rozwój Internetu nie okazał się sojusznikiem gazetki składanej przez malakologów dla malakologów. Poszło w profesjonalizację, w wysokie standardy, w punktacje i wyniki, i trudno teraz oczekiwać, że kto oderwie się od swoich badań, żeby napisać coś dla innych.
Nigdy nie wiem, czy profesjonalizacja przynosi więcej szkód czy korzyści. Piszę to jako amator. Trochę jak z opieką nad chorym: profesjonalizm jest ważny, ale często tak zapatrzony w procedury i wyniki, że nieludzki. A z kolei domowa opieka - daleka od profesjonalnej wiedzy i popełniająca nieraz straszne błędy - ale ludzka, swojska, naturalna... Analogia może odległa, średnio przystająca, ale mnie się wydaje, że coś w niej jest. Dziś środowisko polskich malakologów doczekało się porządnie prowadzonego periodyku naukowego, pisanego właściwie w całości po angielsku. Nie wiem, jak z punktacją, bo były jakieś przejścia w tym temacie, coś tam w każdym razie się dzieje. Śmierć Ślimakuriera jest dla mnie takim namacalnym znakiem odchodzenia jednak od tej mniej formalnej, ale bardziej ludzkiej, swojskiej strony malakologii. Wystarczy spojrzeć na działania promocyjne, na - tak mi bliską - popularyzację wiedzy malakologicznej: zaiste, wspomagają jesienną depresję.
Nie mam o to żalu do poszczególnych osób. Nie mam nawet żalu do środowiska, bo nie ono pierwsze i ie ostatnie padło ofiarą procesu profesjonalizacji i partykularyzacji nauki. Wydaje się, że jest to trend obecnie nieodwracalny. Więcej powiem: mam nawet żal do siebie, że za mało działam w tym kierunku, aby sytuację tę zmieniać. Kiedy kończąc lekturę wspomnianej książeczki zacząłem myśleć o perspektywach polskiej malakologii, trochę się zasmuciłem. Nie wiem, czy śp. prof. Riedel należał do optymistów, czy do tej drugiej grupy (lepiej poinformowanych). Z książki powiewa optymizmem, nadzieją na dalszy rozwój.  I mnie ta nadzieja nie opuszcza, choć mi tak smutno jakoś po przeczytaniu tej książeczki. Myślę jednak, że trzeba robić swoje i robić to z zapałem. Bo tak słyszałem, że zapalić można tylko od zapalonego. Więc oby tego zapału nie zabrakło. A jeśli kto czuje, że osłabł, niech odszuka tę publikację i w niej szuka entuzjazmu towarzyszącego pionierom.
A. Riedel, B.M. Pokryszko 1999. Malakologia polska. Historia - stan obecny - perspektywy. Tomik pamiątkowy z wydany z okazji 15 Krajowego Seminarium Malakologicznego, Poznań, Bogucki Wydawnictwo Naukowe s.c., 64ss.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz