niedziela, 17 sierpnia 2014

Andrzej Wiktor Ślimaki lądowe Polski

Pomyśleć, że to już dziesięć lat minęło od momentu, kiedy wydany został polskojęzyczny klucz do oznaczania lądowych ślimaków Polski autorstwa profesora Andrzeja Wiktora, klucza, o którym niejednokrotnie już wspominałem i o którym wciąż powtarzać będę, że to jedna z najlepszych książek o krajowych mięczakach. 
Jest to jedna z tych książek, której znalezienie w antykwariacie lub na aukcjach allegro graniczy z cudem. Sam chętnie nabyłbym kolejny egzemplarz, powiedzmy - taki zapasowy - albo i ze dwa czy trzy, żeby przyjaciół obdarowywać, ale to praktycznie niewykonalne. Zdecydowanie najwięcej w tym winy samego wydawnictwa, które położyło sprawę dystrybucji i reagowania na popyt. Książka, zamiast trafić do setek bibliotek i - przede wszystkim - tysięcy przyrodników (zawodowców i amatorów), zmagała się z wydawcą, który przez długi czas zdawał się ignorować w ogóle jej obecność... 
Ślimaki lądowe Polski to książka, która właściwie polecenia nie wymaga. To jeden z tych tytułów, które przez długi jeszcze czas bronić się będą samodzielnie i zjednywać sobie przychylnych recenzentów. To naprawdę bardzo dobra książka, z bardzo dobrymi ryciami, czytelnym układem, przystępną treścią. A mimo to, nie wiedzieć czemu, tak bardzo chciałbym się doczekać jej wznowienia, a dokładniej rzecz ujmując - jej drugiego, poszerzonego i uzupełnionego wydania. Czy czegoś mi brakuje w tej książce? Nie, po prostu po dziesięciu latach nastąpiły pewne zmiany, które warto byłoby uchwycić w nowej publikacji. Przede wszystkim wiadomo już, że katalog gatunków można rozszerzyć o przynajmniej kilka, że wymienię wybrane: Pupilla pratensis, Zonitoides arboreus, Hawaiia minuscula, Monacha claustralis... W przypadku niektórych gatunków można również zmodyfikować mapy zasięgu, zwłaszcza w tych przypadkach, gdzie potwierdzono obecność populacji na terenie naszego kraju, a klucz przewidywał tylko, że występowanie jest możliwe (jak w przypadku Vertigo geyeri). 
Książki takie jak ta, mają zadanie z rodzaju karkołomnych: pogodzić potrzeby amatorów i profesjonalistów. Myślę, że dziesięć lat obecności jest realizacją tego zadania z nawiązką. Zostaje ten żal, że  książka właściwie jest nie do zdobycia, rzadko też która publiczna biblioteka zdołała ją wprowadzić do zbiorów. To wielka strata dla rozwoju malakologii w Polsce. Nie znam nakładu tego tytułu, nie sądzę, aby przekroczył 1000 egzemplarzy, a przecież to jedna z tych książek, które w określonych warunkach zastępują pół biblioteki. Więc odkładając na półkę tę książkę, nieco podniszczoną nadmiernym wykorzystywaniem, marzę sobie o zapowiedzi wznowienia tytułu. I oczyma wyobraźni widzę, jak ją otwieram i czytam: Wydanie drugie zmienione i uzupełnione. Popkultura ma takie słowo sequel, które najczęściej kojarzy się z czymś słabszym od pierwszego. A ja czekam na taki sequel tej książki z nadzieją, że w końcu nastąpi. Bo minęło już pół pokolenia i nowe trzeba zacząć uczyć, a jak to zrobić, gdy tego tytułu nawet w najlepszych antykwariatach spod lady nie dostaniesz... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz