Pomyśleć, że to już dziesięć lat minęło od momentu, kiedy wydany został polskojęzyczny klucz do oznaczania lądowych ślimaków Polski autorstwa profesora Andrzeja Wiktora, klucza, o którym niejednokrotnie już wspominałem i o którym wciąż powtarzać będę, że to jedna z najlepszych książek o krajowych mięczakach.
Jest to jedna z tych książek, której znalezienie w antykwariacie lub na aukcjach allegro graniczy z cudem. Sam chętnie nabyłbym kolejny egzemplarz, powiedzmy - taki zapasowy - albo i ze dwa czy trzy, żeby przyjaciół obdarowywać, ale to praktycznie niewykonalne. Zdecydowanie najwięcej w tym winy samego wydawnictwa, które położyło sprawę dystrybucji i reagowania na popyt. Książka, zamiast trafić do setek bibliotek i - przede wszystkim - tysięcy przyrodników (zawodowców i amatorów), zmagała się z wydawcą, który przez długi czas zdawał się ignorować w ogóle jej obecność...
Ślimaki lądowe Polski to książka, która właściwie polecenia nie wymaga. To jeden z tych tytułów, które przez długi jeszcze czas bronić się będą samodzielnie i zjednywać sobie przychylnych recenzentów. To naprawdę bardzo dobra książka, z bardzo dobrymi ryciami, czytelnym układem, przystępną treścią. A mimo to, nie wiedzieć czemu, tak bardzo chciałbym się doczekać jej wznowienia, a dokładniej rzecz ujmując - jej drugiego, poszerzonego i uzupełnionego wydania. Czy czegoś mi brakuje w tej książce? Nie, po prostu po dziesięciu latach nastąpiły pewne zmiany, które warto byłoby uchwycić w nowej publikacji. Przede wszystkim wiadomo już, że katalog gatunków można rozszerzyć o przynajmniej kilka, że wymienię wybrane: Pupilla pratensis, Zonitoides arboreus, Hawaiia minuscula, Monacha claustralis... W przypadku niektórych gatunków można również zmodyfikować mapy zasięgu, zwłaszcza w tych przypadkach, gdzie potwierdzono obecność populacji na terenie naszego kraju, a klucz przewidywał tylko, że występowanie jest możliwe (jak w przypadku Vertigo geyeri).
Książki takie jak ta, mają zadanie z rodzaju karkołomnych: pogodzić potrzeby amatorów i profesjonalistów. Myślę, że dziesięć lat obecności jest realizacją tego zadania z nawiązką. Zostaje ten żal, że książka właściwie jest nie do zdobycia, rzadko też która publiczna biblioteka zdołała ją wprowadzić do zbiorów. To wielka strata dla rozwoju malakologii w Polsce. Nie znam nakładu tego tytułu, nie sądzę, aby przekroczył 1000 egzemplarzy, a przecież to jedna z tych książek, które w określonych warunkach zastępują pół biblioteki. Więc odkładając na półkę tę książkę, nieco podniszczoną nadmiernym wykorzystywaniem, marzę sobie o zapowiedzi wznowienia tytułu. I oczyma wyobraźni widzę, jak ją otwieram i czytam: Wydanie drugie zmienione i uzupełnione. Popkultura ma takie słowo sequel, które najczęściej kojarzy się z czymś słabszym od pierwszego. A ja czekam na taki sequel tej książki z nadzieją, że w końcu nastąpi. Bo minęło już pół pokolenia i nowe trzeba zacząć uczyć, a jak to zrobić, gdy tego tytułu nawet w najlepszych antykwariatach spod lady nie dostaniesz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz