Ballada o
rzece
Rzeka
pachnie jak ryba.
Ryba jest
liściem deszczu
oderwanym od
białej gałęzi szelestu,
od
zbuntowanych okrętów chmur -
A wyginane
rybitwy
złożone do
wiotkiej modlitwy
ciągną
niebem błyszczący jak brzeszczot,
omotujący
ciasno sznur.
Rzeka się w
niebie odbija
czy niebo
rzekę wymija
tocząc
kuliste chmury na drugi brzeg?
Brzeg
odległy o bulgot -
- stoisz w
słońcu wykuta,
wijesz z
muszli zielonej
piosnkę na
cztery nuty.
Stoisz w
łusce i płoniesz,
w ciszy
martwej jak smutek
tylko bieli
się po niej
piosnka na
cztery nuty.
Dokąd idę?
po płaskim lustrze
czy po
niebie głową w dół?
Rozcinają
się sny upalne
nożem fali
ostro na pół.
Dokąd idę?
czy brzeg się zbliżył,
czy opadłem
w obłok wyżej,
czy w
ślimaczy, po ustach ciągnący się muł?
Stoisz w
niebie, na brzegu czy w lustrze?
Słońce
zewsząd zapala się w łusce.
Płynę w
lejach - szklisty wodnik.
Rzeka
pachnie jak ryba.
W porcie
prąd się urywa.
Płynę wodą,
piorunem czy błyskiem pochodni
- trup w
oczach jak obłok zastygły?
lipiec 41 r.
Tablica na ścianie Pałacu Blanka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz