Grubą Kaśkę znają przede wszystkim Warszawiacy. A przynajmniej powinni ją znać. I ci z lewej, i ci z prawej strony... Wisły, nie sceny politycznej! Grubą Kaśkę powinni znać wszyscy, którzy piją wodę w warszawskich kranów lub korzystają z tej wody do mycia.
O którą Grubą Kaśkę chodzi? No powinienem wspomnieć na początku, że to nie żadna działaczka na rzecz ochrony środowiska, a jedna z największych w Europie pomp infiltracyjnych, ujęcie wody dla Warszawy, widoczne dla przejeżdżających mostami Wisły.
Gruba Kaśka to ujęcie wody spod dna rzeki, uruchomione we wrześniu 1964 roku. Ciekawostką jest to, że budowla znajduje się nie na brzegu, a w samym korycie rzeki, a dostać się do niej można jednym tunelem z prawobrzeżnej Warszawy. Podyktowane jest to m.in. względami bezpieczeństwa: ujęcie wody dla tak wielkiego miasta musi być właściwie chronione przed zagrożeniami różnego typu, w tym przed zagrożeniami terrorystycznymi.
I po trosze o tym dziś kilka słów. Nie wiem, jaka jest wydajność pomp Grubej Kaśki. Niektóre źródła podają, że ok. 100 tys.m3, inne że do 120 tys. m3 na dobę. Sporo. A przecież dostarczenie takiej ilości wody do celów komunalnych wiąże się z koniecznością zapewnienia właściwych parametrów bezpieczeństwa wody. Iluż to laborantów musiałoby na bieżąco pracować, aby do miejskich rur nie dostała się jakaś toksyczna substancja zdolna zagrozić zdrowiu miasta? No ilu? Pewnie sporo, ale żeby nie było ich za dużo, w Grubej Kaśce zastosowano specjalny system, oparty na pracy zwierząt...
Uzależnić zdrowie miliona ludzi od pracy zwierząt? Czy nie jest to przynajmniej nie roztropne? Otóż proszę sobie wyobrazić, że na świecie wykorzystywany jest taki patent na bezpieczeństwo wody oparty na filtracyjnych zdolnościach małży. Nie to, że małże mają tę wodę przefiltrować i oczyszczoną puścić w rury, nie nie, to by było niemożliwe. Chodzi o wykorzystanie zdolności filtracyjnych i reagowania małży na zagrożenia związane ze zmianą chemizmu wody.
Małże jako zwierzęta osiadłe pozyskujące pokarm przez filtrowanie wody, musiały w toku ewolucji wypracować mechanizm chroniący je przed niekorzystnymi warunkami środowiska, w którym żyją. Podstawową ochroną przed niekorzystnymi czynnikami są dwuczęściowe muszle, które zamykają się wraz z wystąpieniem niebezpieczeństwa. Jeśli czynnikiem drażniącym jest napastnik, zwarte skorupki pozwalają odeprzeć pierwszy atak, natomiast jeśli zagrożenie jest związane z obecnością szkodliwych da zwierzęcia substancji, zamknięcie muszli pozwala na przeczekanie niekorzystnej zmiany. Ten mechanizm wykorzystany został w biomonitoringu ujęcia wody z Wisły dla Warszawy, a z tego, co mi wiadomo, również w wielu innych polskich miastach stosowany jest ten system monitoringu jakości ujmowanej wody.
Jak to działa? Jest to połączenie żywych zwierząt oraz odpowiednich czujników i programu komputerowego do analizowania aktywności małży. W systemie wykorzystuje się skójkę zaostrzoną Unio tumidus lub - zdecydowanie rzadziej - skójkę gruboskorupową Unio crassus. W odpowiednim pojemniku przepływowym umieszcza się kilka (na ogół osiem) osobników jednego gatunku, pochodzących z odłowu w naturalnym siedlisku. Małże przygotowuje się do misji specjalnej przez przytwierdzenie czujników, które rejestrują aktywność zwierzęcia. Przytwierdzone do podłoża małże filtrują wodę w poszukiwaniu cząstek pokarmowych, a na zagrożenie związane np. z wystąpieniem związków siarki, reagują błyskawicznym zamknięciem muszli. Nad pracą "specjalistów" czuwa odpowiednio przygotowany program komputerowy, który nieustannie analizuje aktywność filtratorów i uruchamia odpowiedni alarm w przypadku zinterpretowania zachowania małży jako reakcji na zagrożenia. W ten sposób informacja o skażeniu może być przekazana do centrum zarządzania błyskawicznie, bez wielogodzinnego oczekiwania na wynik laboratoryjnych badań wody, którym i tak jest poddawana. Aby zapewnić właściwą pracę małży, wykorzystuje się je nie dłużej niż trzy miesiące, po czym trafiają z powrotem do swojego środowiska, a ich miejsce zajmują nowe osobniki.
Nie słyszałem, aby gdziekolwiek system ten zawiódł. Jest z pewnością dużo bardziej precyzyjny, niż standardowe próbkowanie, które tę ma wadę, że nie daje pierwszego ostrzeżenia w czasie bezpośredniego skażenia. Nie wiem, czy jest to polski patent, ale z pewnością jedna z polskich firm, PROTE - Technologie dla Środowiska sp. z o.o. zajmuje się wdrażaniem i utrzymaniem systemu biomonitoringu ujęć wód SYMBIO opartym na pracy małży.
Byłem niedawno w Warszawie i stałem na brzegu Wisły, trochę poniżej Grubej Kaśki i po drugiej stronie, bo na Bielanach. Myślałem o tych kilku małżach, które mimowolnie, nieświadome swej roli, stoją na straży bezpieczeństwa Warszawiaków. I pomyślałem sobie, że warto im kiedyś oddać głos. Wciąż czekam na wieści o filmie "Gruba Kaśka" w reżyserii Julii Pełki: "Julio, dajże im w końcu powiedzieć coś o sobie! Są tacy, którzy na to czekają, jak na zmiłowanie..."
Wisła poniżej Grubej Kaśki |
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń