Przed piętnastoma laty przysłuchiwałem się wykładowi Krzysztofa Zanussiego, który w pewnym momencie dotknął problemu traktowania w Polsce postu. Powiedział wtedy, że przeciętny katolik przestrzegający piątkowych postów nie weźmie w tym dniu do ust kaszanki. Bo nie jest postna. Kupi za to łososia...
Przypominam sobie ten wykład w momencie, kiedy spacerując po dużych sklepach, widzę mrożone lub świeże owoce morza. Nie w żadnych delikatesach, w zwykłych dyskontach: małże, kałamarnice, ośmiornice, krewetki... Przechodzę obok. Kusi, żeby spróbować. Nie ze względu na doznania smakowe. O tę moją malakologiczną ciekawość świata chodzi przecież...
Przechodzę więc obok ośmiorniczek, tuszek z winniczków, kalmarów świeżych, omułków, ostryg czy sercówek. Przede mną kilka ostatnich dni przygotowań do Świąt Paschalnych.
Post nie jest zwykłym niejedzeniem mięsa. Nawet nie jest ograniczeniem tego, co słusznie należałoby zjeść. Post jest ograniczeniem siebie, jest intensyfikacją życia w doznaniu jego braku. Jest odkryciem siebie przez zaprzeczenie sobie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz