czwartek, 23 lutego 2017

Slugs and Snails. Recenzja w odcinkach

Mam ją od tygodnia. Swoją własną, prywatną, podarowaną mi przez Takiego Konkretnego Malakologa:) Mam ją, oglądam, kartkuję, pokazuję znajomym, a nawet czytam! Tak, dokładnie tak, czytam. Udało mi się już przedrzeć przez wstęp. Przede mną jeszcze jakieś czterysta siedemdziesiąt stron tekstu, stąd postanowiłem, że będę recenzował ją w kawałkach, w miarę postępu lektury. Może to karkołomny pomysł, ale co innego mam zrobić, kiedy moja znajomość angielskiego jest bardziej mityczna niż jednorożce?
Przez ostatni tydzień udało mi się przejrzeć ją dokładnie, zapoznać się z układem treści, z ilustracjami, wykresami i tabelami. Bardzo powoli wchodzę w strukturę tekstów, przyznając się do tego, że nie znając angielskiego, nie mogę w pełni docenić tego, co dostałem...
Pisałem już o tej książce bezpośrednio po tym, jak trafiła na rynek. 15 grudnia 2016 roku trafiła do sprzedaży książka prof. Roberta Camerona pt Slugs and Snails. W ciemno mogę powiedzieć o tej książce, że powinna trafić do każdej biblioteki wydziałów biologicznych, zootechnicznych i obowiązkowo do podręcznych bibliotek malakologów (i proszę nie utyskiwać, że może lepszy byłby e-book czy coś podobnego). Rzadko bowiem się zdarza, że malakolog otrzymuje do ręki tak solidną monografię poświęconą ślimakom.
Wspomniałem, że przeczytałem wstęp. Niewiele, żeby wydawać sądy o jakiejś pracy. A moim zdaniem już wystarczająco, żeby zachęcać do sprowadzenia tej publikacji. Poruszyło mnie kilka spraw, które Cameron porusza tytułem wstępu. Po pierwsze: zwraca uwagę na rozróżnienie między 'slug' a 'snail', któe nie jest obecne w każdym języku. Wyjaśnia czytelnikowi, co należy przez to rozumieć i podaje przykład, jak funkcjonuje to np. w języku niemieckim i polskim (szkoda tylko, że nie wspomina jeszcze o łacińskim określeniu gastropoda nuda). Tu się zatrzymajmy. Co to oznacza, że autor monografii, napisanej w Anglii, napisanej po angielsku, napisanej dla światowego odbiorcy (bo w gruncie rzeczy nie jest to książka europocentryczna) podaje przykład z języka polskiego, który dla malakologii nie jest przecież niezastąpionym? Myślę, że chodzi o docenienie współpracy, jaką od lat utrzymuje ze środowiskiem polskich malakologów. W książce roi się od powoływania się na polskich autorów oraz na badania prowadzone na naszym terenie. Zważywszy na charakter publikacji - jest to bardzo nobilitujące. Proszę też spojrzeć na listę osób, którym Autor dziękuję we wstępie - dawno już nie widziałem takiego wkładu polskich naukowców wymienianych w publikacji!
Po drugie: wydaje mi się, że wśród malakologów powinniśmy zrobić zbiórkę pieniężną i zapłacić za reklamę;) Wymienienie we wstępie naszego periodyku Folia malacologica obok Journal of Conchology oraz Journal of Molluscan Studies z prywatną rekomendacją autora jest i miłe i nobilitujące, ale też - co bardzo dla nas ważne - stwarza okazję do wypłynięcia jeszcze bardziej na świat. Myślę, że konsekwentne od lat podnoszenie poziomu Folii pozwoliło na rekomendowanie tego pisma wśród malakologów. Mam taką nadzieję, że przełoży się to na większą rozpoznawalność pisma, większe nim zainteresowanie, a co się z tym wiąże - i większą cytowalność (o jak nie cierpię tego słowa i wszystkiego, co się z nim wiąże!).
I po trzecie, co jeszcze uważam za ważne po lekturze wstępu: docenienie amatorów malakologii. Obok nurtu profesjonalnego istnieje jeszcze nurt amatorski, który ma niebagatelne znaczenie dla profesjonalistów. Cieszy mnie to, że Cameron widzi amatorów, ich dorobek, obserwacje, wnioski, z których z powodzeniem korzystać mogą zawodowcy.
Niedługo na łamach Folia malacologica powinna pojawić się recenzja tej książki, którą przygotowała prof. Pokryszko z Wrocławia. Mam zamiar przyśpieszyć własną lekturę, aby do tego czasu móc wyrobić sobie własne zdanie na jej temat. Nie sądzę jednak, aby ktokolwiek był w stanie zmącić we mnie to wrażenie, które zrodziło się z pierwszego kontaktu z tą książką. Jako malakologiczny bibliofil jestem nią zachwycony i nie pozostaje mi nic innego jak nawoływać do jej nabycia. I tylko na koniec powiem, wkładając trochę kij w mrowisko, że szkoda mi bardzo, że w Polsce się teraz takich książek już nie pisze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz