piątek, 14 listopada 2014

Filatelistyka dla malakologa

Historia polskiej filatelistyki sięga roku 1860. Wtedy pojawił się pierwszy znaczek pocztowy w Królestwie Polskim, dwadzieścia lat po Penny Black, najstarszym znaczku pocztowym na świecie.
Filatelistą nigdy nie byłem zbieraczem znaczków - owszem. Z różną intensywnością i zaangażowaniem gromadziłem te maleńkie dzieła sztuki, zamykające na niewielkiej przestrzeni ogrom detali, szczegółów i zamierzeń. Najbardziej pociągały mnie zawsze znaczki wykonane techniką stalorytu, obecnie już raczej niespotykane w obiegu.
Robiłem niedawno troszkę porządku w papierach i w ręce wpadły mi koperty ze znaczkami, o których dawno już chciałem napisać. W polskiej filatelistyce są warte szczególnego odnotowania, ale też są to znaczki z własną, pokręconą historią.
Choć najstarszy polski znaczek pocztowy datuje się na 1860 rok, trzeba było jeszcze 130 lat czekać na pierwszy polski znaczek z motywem wiodącym mięczaka. Dopiero w 1990 roku Poczta Polska wyemitowała serię znaczków "Ślimaki i małże Polski", której autorem jest polski artysta, Jacek Brodowski (ur. 5 lipca 1943 r. w Krakowie). To chyba najdziwniejsza seria w polskiej filatelistyce, ale do końca się nie upieram, bo filatelista nie jestem, a co najwyżej zbieraczem...
Dlaczegóż to miałaby być najdziwniejszą polską serią? Otóż po pierwsze wprowadzono wówczas znaczki beznominałowe. Kto pamięta początek lat dziewięćdziesiątych, pamięta zapewne również panującą wówczas inflację (jej apogeum przypadło na wrzesień 1990 roku, wówczas wynosiła 585,8% w skali roku!). Myślę, że to właśnie kłopoty z inflacją mogły stać u podstaw decyzji o wprowadzeniu znaczków bez nominałów, z literowym oznaczeniem rodzaju usługi, za którą pobrano opłatę w znaczku. Jeśli dobrze pamiętam, opłata A odnosiła się do listów zamiejscowych, opłata B do kartek pocztowych i listów miejscowych. Ale mogę się mylić, bo parę lat już minęło...
Seria jest dziwna, bo zakończyła się na dwóch znaczkach (odpowiednio 3095 - Błotniarka stawowa Lymnaea stagnalis i 3096 - Żyworódka jeziorowa Viviparus contectus), choć planowana była na 10 znaczków. Widać to choćby w nazwie serii, która nie przystaje do rzeczywistości: miały być ślimaki i małże, wydano tylko ślimaki. Jacek Brodowski przygotował projekt 10 znaczków jeszcze w grudniu 1988 roku, ale ostatecznie Poczta Polska wyemitowała tylko dwa z nich. Dziś nie wiadomo nawet, kto podjął decyzję o ograniczeniu serii, a dokumentacja techniczna ponoć została już zniszczona.
Znaczki nie należą do najbardziej urodziwych. Jednokolorowe (zielone dla nominału A, fioletowe dla nominału B), nie zachwycają barwą. Trochę do życzenia pozostawiają same wyobrażenia muszli, zwłaszcza błotniarki stawowej, która wyszła dość żebrowana. Ponoć związane jest to z techniką druku (rotograwiura), która wymaga nieco wyraźniejszych linii. Kto się jednak dobrze rycinom przyjrzy, ten szybko powinien  odnaleźć pierwowzór... Szukać go trzeba w tablicach na kończy książki Anny Stańczykowskiej Zwierzęta bezkręgowe naszych wód. Z tych tablic przerysowywałem swoje pierwsze muszle, tworząc podręczny atlas mięczaków w gładkim zeszycie z szara okładką... W założeniu koncepcyjnym na serię składać się miały jeszcze znaczki z następującymi ślimakami: rozdepka rzeczna Theodoxus fluviatilis, zawójka pospolita Valvata piscinalis, wodożytka bałtycka Hydrobia ventrosa, zatoczek rogowy Planorbarius corneus i ślimak winniczek Helix pomatia oraz z małżami: racicznicą zmienną Dreisena polymorpha, skójką malarzy Unio pictorum, i szczeżują wielką Anodonta cygnaea. Z tego wszystkiego dobrze tylko, że nie wydano znaczka z rozdepką rzeczną, bo w pracy Stańczykowskiej jej podobizna wyjątkowo słabo wyszła... Nie dowiedziałem się też, skąd pochodziłaby podobizna winniczka, ale pewnie pan Brodowski nie miał z tym problemu. Z serii "Ślimaki i małże Polski" wyszły więc tylko dwa ślimaki, a małży się nie doczekaliśmy.
Na wydanych znaczkach umieszczono wyłącznie nazwy polskie, co też składa się na dziwność tej serii. Na ogół na znaczkach umieszczane są łacińskie nazwy gatunkowe obok nazw podanych w językach narodowych. Tutaj ich zabrakło. Wszystko to sprawia, że te dwa niepozorne, na słabym papierze drukowane znaczki (później papier się nieco poprawił), okazują się dla filatelisty całkiem ciekawym rarytasikiem. Mają swoją historię, a przecież to w filatelistyce nie mniej się liczy od kunsztu włożonego w projekt i realizację serii.
Czekam na list, na którym przyklejony będzie polski znaczek z polskimi mięczakami. Na pierwszy taki znaczek trzeba było czekać 130 lat, taką liczbą nie dysponuję, ale byłoby mi bardzo miło, gdyby w końcu taka seria się pojawiła. Cała, nie tylko piąta jej część, jak w przypadku serii zaprojektowanej przez Jacka Brodowskiego. Czekam, może kiedyś przyjdzie taki list...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz