poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Posucha

Patrzę na mapę zeszłorocznych wypraw malakologicznych i z zażenowaniem przyglądam się temu, co zdziałałem w tym roku. Powiedzieć, że jest kiepsko, to nic nie powiedzieć. Z reguły o tej porze roku miałem jużza sobą pierwsze notowania jakiegoś gatunku, na który od dłuższego czasu polowałem. Miałem za sobą jakieś krótsze lub dłuższe wypady w dalszą lub bliższą okolicę. A w tym roku nic. Wstydliwe nic. Wróciłem z krótkich po Polsce wojaży z pustymi kieszeniami. Pustymi w sensie malakologicznym, o ekonomicznym  szkoda wspominać...
Pogodziłem się z tym, że w 2015 roku nie będę rozwijał kolekcji i nieco przeformułuję moją aktywność. No ale tego się nie spodziewałem! Gdzie się nie ruszyłem, wszędzie niemal susza. A jak długo sucho, to nie ma co się spodziewać sukcesów w stosowaniu metody "na upatrzonego". Wymyśliłem sobie w Grodzisku Dolnym na Podkarpaciu odnaleźć Ceapea vindobonensis. Nic trudnego, przecież to stepowy gatunek, przywykły do długotrwałej suszy... A gdzie tam! Raptem jedną znalazłem muszlę, znak tylko, że gatunek ten występuje w Grodzisku. I tyle. Na nic się zdało przegrzebywanie suchych traw i wyrywanie nawłoci. Nie znalazłem nic więcej. No poza Arion vulgaris, któremu poranne słońce nie przeszkadzało w spacerach po spopilonej lessowej ziemi... W pobliskich Laszczynach znalazłem nawet pustą muszlę C. nemoralis, ale żadnych wniosków z tego nie mogłem wyciągnąć. Przypuszczam tylko, że zawleczona z roślinami ogrodowymi.
Poziom wód bardzo niski, ale w Czystym nie wymacałem żadnej skójki, choć zapewniano mnie, że bardzo pospolite i liczne. A tu znów nic. Niski poziom wód powinien ułatwiać obserwacje i zbiory, ale zasada nie podziałała...
Ze wschodu przedostałem się na południe, a tam, choć lepiej, to nie tak, by się nasycić. Też posucha, ale mniejsza. W Chabówce znalazłem kilka Alinda biplicata, kilka Helix pomatia i  C. nemoralis. Jak nie wiadomo dokąd iść, to się idzie pod most. Właśnie pod mostem znalazłem te nieliczne ślimaki. Zwłaszcza świdrzyki mnie ucieszyły. W drodze powrotnej znalazłem je również na Wawelu. Już przed kilkoma laty je tam widywałem, tym razem chciałem tylko sprawdzić, czy jeszcze są przy wyjściu ze Smoczej Jamy. Są. A na Wawelu najliczniejsza wydaje się być Xerolentia obvia - jeden z obcych gatunków, który świetnie się czuje w naszych stronach. Postaram się kiedyś napisać o nim więcej...
Co roku o tej porze klepałem się po pełnym brzuchu mojego ślimaczego apetytu i z zachłanności tylko snułem dalsze plany malakologicznych podbojów. W tym roku nie odczuwam tego niedosytu. Odczuwam głód!
Mam nadzieję, że przyjdą wkrótce deszcze i sytuacja poprawi się. Mam też nadzieję, że do tego czasu uda mi się jeszcze wykorzystać niskie stany wód i pobrodzić za mięczakami, którym planowałem się przyjrzeć s tym roku. Czas pokaże, czy nadzieja wykarmi swoje dziecko...
Sucho. Niedobrze. Ale jeszcze nic straconego, przecież do końca roku tyle się jeszcze może wydarzyć... Niech no tylko wrócą deszcze!
Niby za sucho na C. vindobonensis...

...ale nie dla Arion vulgaris...

Alinda biplicata spod Smoczej Jamy na Wawelu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz